Ceramika pokonana
RKS Fameg - Ceramika Opoczno 2:0 (1:0)
1:0 45. min Mirosław Kalita
2:0 46. min Janusz Jelonkowski
RKS Fameg: Borkowski - Nowak, Kowalski, Lewandowski - Jóźwiak, Kalita (68 Złotek), Dopierała, Leszczyński, Myśliński (83 Gawroński) - Kowalczyk (61 Tomasiak), Jelonkowski.
Żółte kartki: Jałocha, Wyparło (Ceramika).
Sędziował Grzegorz Szymański z Kielc.
Widzów - ok. 3 tys.
Mecz stał na niezłym poziomie, a to głównie za sprawą podopiecznych trenera Piotra Mandrysza, którzy w przekroju całego spotkania stworzyli znacznie więcej klarownych sytuacji do zdobycia goli. Radomszczanie kontrolowali przebieg wydarzeń od początku do końca meczu. Szkoleniowiec RKS po raz drugi z rzędu kierował poczynaniami kolegów z ławki rezerwowych i, jak widać, ze znakomitym skutkiem. Ceramika przyjechała do radomska nie przegrać, jak powiedział na konferencji pomeczowej trener gości Zbigniew Mroziewski, i stąd taktyka gości była prosta i czytelna, ustawiona na grę z kontry. Radomszczanie wyciągnęli jednak prawidłowe wnioski z poprzednich spotkań, między innymi ze Świtem i KS Myszków, i znaleźli skuteczną receptę na zmasowaną obronę gości. Już w 15. minucie gry, po dośrodkowaniu Myślińskiego, strzał Dopierały sparował Wyparło, a po dobitce Kowalczyka Marcin Jałocha wybił piłkę z linii bramkowej. Licznie zebrana publiczność domagała się uznania przez arbitra gola, ale sędzia nakazał grać dalej. Tę sytuację można definitywnie rozstrzygnąć tylko przy pomocy kamery i uwierzmy asystentowi arbitra, że futbolówka nie przekroczyła całym obwodem linii bramkowej. Kilka minut później Janusz Jelonkowski omal nie zdobył gola, ale nie doszedł do dośrodkowania Kowalczyka. Tuż przed gwizdkiem sędziego na przerwę, na silny strzał z około 25 metrów zdecydował się Mirosław Kalita i przy nieco spóźnionej interwencji Wyparły zdobył gola, mówiąc językiem piłkarskim - do szatni. Stracona bramka wyraźnie zdeprymowała rywala, który rozpoczął drugą połowę meczu bez należytej koncentracji i pierwsza akcja RKS prawą stroną boiska zakończyła się dokładnym dośrodkowaniem w pole karne, gdzie do piłki najwyżej skoczył Janusz Jelonkowski i strzałem głową zdobył drugiego gola. W 63. minucie powinno być 3:0, ale Sebastian Tomasiak nie trafił do pustej bramki. Goście odsłonili się, czego konsekwencją mogły być dalsze bramki dla RKS, jednak dogodnych sytuacji nie wykorzystali Lewandowski i Gawroński. Poważnej kontuzji doznał Radosław Kowalczyk, a wstępna diagnoza mówi o naderwaniu wiązadła pobocznego. Najbliższe dni wykażą, czy Radek będzie zdolny do gry.
Zwycięstwo RKS zasłużone, w wszyscy zawodnicy w pełni zrealizowali założenia taktyczne trenera. Powoli zespół Ceramiki zaczyna nabierać kompleksu zespołu RKS, bowiem w ubiegłym sezonie opocznianie ulegli rywalowi zza miedzy dwukrotnie. Najbliższy mecz RKS rozegra 16 września o godz. 16.00 w Gdańsku z Lechią.
Jerzy Strzembosz
Po meczu z Ceramiką Opoczno powiedzieli...
Witold Mroziewski trener Ceramiki:
- Muszę powiedzieć, że przyjechaliśmy tutaj z zamiarem nieprzegrania tego spotkania. Do 45. minuty wszystko się układało po naszej myśli, mimo że gospodarze posiadali optyczną przewagę, to jednak tych klarownych sytuacji nie stworzyli. Przyszła ta feralna 45. minuta, która troszeczkę podłamała skrzydła moim piłkarzom. Za łatwo i w bardzo prosty sposób straciliśmy tę bramkę. W pierwszych minutach drugiej połowy zbyt długo piłka wisiała na trzecim, czwartym metrze. Bogusław Wyparło i Artur Kupiec powinni interweniować zdecydowanie szybciej przy stracie drugiego gola. Ciężko jest na wyjeździe odrobić dwubramkową stratę. Odkryliśmy się. Konsekwencją tego były kontry wyprowadzane przez zespół gospodarzy. Mogliśmy "dostać" jeszcze trzecią bramkę, ale z przebiegu całego spotkania uważam, że jest to zasłużone zwycięstwo RKS Fameg Radomsko. Bardzo się cieszę, że wygrana ta odbyła się po sportowej walce. Wszyscy sądzimy, że w dzisiejszym meczu tej walki nie zabrakło z jednej i z drugiej strony. Mimo podgrzewania atmosfery przed tym spotkaniem, piłkarze szanowali swoje kości i zdrowie. Przegraliśmy po sportowej walce. Byliśmy zespołem słabszym, może nie piłkarsko, tylko dlatego, że stworzyliśmy mniej sytuacji i nie zdobyliśmy gola.
Piotr Mandrysz trener RKS Fameg:
- Uczulałem swoich podopiecznych przed spotkaniem, że musimy grać spokojnie, na luzie, nie możemy być spięci, gdyż to nigdy nie pomaga w grze. Po trudnym środowym boju w Pucharze Ligi podstawowym celem było odbudowanie zespołu pod względem fizycznym i przystąpienie do gry. W drugiej części pierwszej połowy posiadaliśmy już dość znaczną przewagę. Bardzo sie cieszę, że Mirek Kalita strzelił piękną bramkę. W ubiegłym roku jego bramka wygrała konkurs na najbardziej efektownego gola. Ten gol, do szatni, ustawił nam grę. Mogliśmy pozwolić sobie na to, żeby troszeczkę się cofnąć. Tą bramką zmusiliśmy Ceramikę do odkrycia się. Wiadomo, że to sprzyja grze z karty. Bardzo ładna akcja w pierwszych fragmentach drugiej połowy, gdzie doskonałe dośrodkowanie w wykonaniu Bogdana Jóźwiaka zostało zamienione przez Janusza Jelonkowskiego na bramkę. Była to akcja filmowa, godna pierwszoligowych stadionów. Wynik 2:0 spowodował całkowite rozluźnienie w naszych szeregach. Mimo to można było pokusić się o zdobycie dalszych goli.
Notował Dariusz Kempski
Wyniki II ligi
RKS Fameg - Ceramika 2:0; Bełchatów - Zagłębie 2:1; Świt - Polonia 1:1; KSZO - Stal 1:0; ŁKS - Lech 1:3; Górnik Ł. - Hetman 1:0; Polar - Lechia 1:1; Tłoki - Dolcan 3:1; Górnik P. - Odra 3:1; Włókniarz - Myszków 4:0.
Tabela
1. Odra Opole 18 14-5
2. Górnik Polkowice 18 13-8
3. RKS Fameg 16 11-4
4. Górnik Łęczna 12 10-9
5. GKS Bełchatów 11 7-3
6. Świt Nowy Dwór 11 14-11
7. Polar Wrocław 11 14-12
8. Ceramika Opoczno 11 9-7
9. KSZO Ostrowiec 11 6-6
10. Włókniarz Kietrz 10 11-8
11. Tłoki Gorzyce 10 6-4
12. Hetman Zamość 8 8-6
13. Polonia Bytom 8 5-7
14. Zagłębie Sosnowiec 8 4-6
15. Lechia Gdańsk 8 7-11
16. Stal St. Wola 7 4-7
17. Dolcan Ząbki 7 7-12
18. Lech Poznań 5 5-9
19. KS Myszków 2 8-17
20. ŁKS Ptak 1 5-16
Rozmowa z bramkarzem RKS Fameg -
Tomaszem Borkowskim
Nie jesteśmy drużyną "kelnerów"
Kiedy rozpoczął Pan swoją karierę?
- Jestem wychowankiem Radomiaka Radom, tam zaczynałem grać w piłkę. Co dość dziwne, od początku stałem na bramce. Rozpocząłem karierę w 1987 roku. Moim pierwszym trenerem był Maciej Jaśkiewicz, który prowadził mnie w juniorach. Poprzez drugi zespół trafiłem do pierwszego składu. Tam, niestety, dość ciężko było zostać pierwszym bramkarzem, więc rozpocząłem wędrówkę po Polsce. Grałem w Bugu Wyszków, Hutniku Warszawa, Legii Warszawa, Polonii Warszawa i w końcu w Jezioraku Iława.
Zatrzymajmy się chwilę przy Legii Warszawa, która jest klubem niezbyt lubianym w tych stronach.
- Trenowałem z pierwszym zespołem, ale byłem trzecim bramkarzem. W klubie bronili wtedy Maciej Szczęsny i Grzegorz Szamotulski (swego czasu reprezentanci Polski), tak więc dość ciężko było się dostać do pierwszego składu. W Legii grałem w sezonie 1995/1996, a więc wtedy, kiedy ta drużyna awansowała do Ligi Mistrzów i zajęła drugie miejsce w grupie za Spartakiem Moskwa, a przed Rosenborgiem Trondheim i Blackurnem Rovers. Legia awansowała do ćwierćfinału. Tam, niestety, bezbramkowo zremisowała u siebie z Panathinaikosem Ateny, a na wyjeździe przegrała aż 0:3 i odpadła z dalszej rywalizacji. W Legii miałem okazję trenować z panem Lucjanem Brychczym, co bardzo miło wspominam. Brychczy jest człowiekiem, który jak na swoje lata (od red. - urodził się 13 czerwca 1934 r. w Rudzie Śl.) fenomenalnie gra jeszcze w piłkę. Brał nas, bramkarzy, na bok i potrafił zniechęcić do treningu, strzelając z każdej pozycji, mówiąc jeszcze, w który róg strzeli.
Później trafił Pan do innego warszawskiego klubu.
- Tak, do Polonii, która awansowała do I ligi. Jeszcze w drugiej lidze rozegrałem tam chyba 4 mecze i zdałem sobie sprawę, że mam małe szanse grania w tym klubie. Potem przytrafiła mi się dość poważna kontuzja. Miałem uszkodzenie łękotki w prawym kolanie. Początkowo lekarze nie chcieli tego operować, gdyż miało się to samo zrosnąć, w końcu jednak musieli operować. Przez to straciłem praktycznie pół roku. Była to w zasadzie moja jedyna poważna kontuzja. Wiedząc, że nie znajdę miejsca w bramce Polonii, szukałem nowego klubu i tak trafiłem do Jezioraka Iława. Byłem tam przez 3 lata. Od razu wywalczyłem sobie miejsce w bramce. Broniłem więc w II lidze.
A kiedy debiutował Pan w II lidze?
- Już w wieku 17 lat, gdy byłem piłkarzem Bugu Wyszków. Wygraliśmy wówczas w takich małych derbach z Jagiellonią Białystok 2:0. Wtedy Jagiellonia była jeszcze dość mocna. Grali tam m.in. Czykier i Szugzda.
Który z naszych działaczy wypatrzył Pana w Jezioraku?
- Do Radomska trafiłem w ostatniej chwili przed rozpoczęciem rundy wiosennej ubiegłego sezonu. Grając w Iławie, kilka razy miałem okazję grać z Radomskiem i z tego co sobie przypominam, nie przegrałem z tym klubem. Zdawałem sobie sprawę z tego, że mój czas w Iławie się skończył, ze względu m.in. na ogromne problemy finansowe Jezioraka. Sam zacząłem sobie szukać klubu. Tak trafiłem do RKS Fameg. Działacze zapewne pamiętali mnie z różnych meczów.
Ile meczów w II lidze ma Pan na swoim koncie?
- Rozegrałem około 140 spotkań w II lidze. Bramek puszczonych nie pamiętam, gdyż nie jest to zbyt przyjemne. Dlatego nie liczę.
Każdy bramkarz ma na swoim koncie kuriozalne bramki, Pan zapewne również. Która z nich była "najlepsza"?
- Było to w Iławie. Graliśmy wówczas z Hutnikiem Kraków, który walczył o I ligę i Paweł Kloc z Hutnika strzelił z rzutu wolnego, z około 20 metrów. Strzelił nad murem, ale piłka była prawie w moich rękach i wpadła mi pod pachą do bramki. Ten strzał dał Hutnikowi prowadzenie 1:0, a cały mecz przegraliśmy 3:2. Ta bramka szczególnie utkwiła mi w pamięci, ale to jest normalne. Bramkarz gra na takiej odpowiedzialnej pozycji, że to mu się pamięta. Nikt nie będzie pamiętał napastnikowi, że zmarnował 4 stuprocentowe okazje w meczu, a zespół przegrał 1:0 i to po błędzie golkipera.
Występował Pan w reprezentacji Polski juniorów?
- Tak, mam na swoim koncie około 30 spotkań w reprezentacjach juniorów U-16, U-17 i U-18. Było to, że tak powiem, w czasach warszawskich, a trenerem kadry był wówczas Mirosław Jabłoński, który obecnie prowadzi Zagłębie Lubin.
Czy RKS wykupił Pana definitywnie?
- Tak. Jestem w stu procentach zawodnikiem RKS Fameg, ale nie chciałbym zdradzać, do kiedy podpisałem kontrakt.
Barwy RKS Fameg reprezentowali już tak uznani bramkarze, jak choćby Jacek Bobrowicz, Konrad Paciorkowski czy Andrzej Kretek, który jeszcze jest w klubie i jest Pana trenerem. Trzeba przyznać, że jest Pan od nich dużo młodszy. Czy nie odczuwa Pan braku doświadczenia?
- Na pewno nie. Mam przyjemność pracować z Andrzejem Kretkiem. Znałem z boiska Konrada Paciorkowskiego, a wcześniej Jacka Bobrowicza, a więc bramkarzy, którzy w I lidze mieli jakieś osiągnięcia. Nie mogę powiedzieć, czy jestem od nich gorszy, czy lepszy. Każdy ma jakieś plusy i minusy. Jak na bramkarza, jestem faktycznie dość młody. Przez cały czas się rozwijam, wszystko jeszcze przede mną, bo nie ukrywam, że gra w II lidze nie jest szczytem moich marzeń. Mam ambitniejsze plany. Miejmy nadzieję, że je zrealizuję. Myślę, że gra w tym klubie pozwoli mi się rozwinąć.
Jak się układa współpraca z trenerem Kretkiem?
- Praktycznie poza Legią nie miałem trenera, który zajmowałby się tylko bramkarzami. Trzeba jednak przyznać, że trener Brychczy z Legii nigdy nie stał między słupkami, tak więc dopiero tutaj trenuje mnie typowy bramkarz. Drugi trener Andrzej Kretek wie, o co chodzi, kiedy trzeba mocniej potrenować, a kiedy troszkę odpuścić, bo to nie jest problem, aby na treningu człowieka "zajechać".
Zamierzacie walczyć o I ligę?
- Za wcześnie o tym myśleć. W pierwszej rundzie nie gra się o miejsce, tylko o punkty. Jeśli będzie ich na tyle dużo, że będzie można realnie myśleć o I lidze, to na pewno zrobimy wszystko, aby tę ekstraklasę dla Radomska zdobyć.
Ważniejsza jest gra w II lidze czy w Pucharze Ligi?
- Trzeba to rozgraniczyć. Obydwa cele są dość ważne. Wiadomo, grając w Pucharze Ligi, gramy z drużynami pierwszoligowymi i na pewno chcemy się pokazać z jak najlepszej strony i udowodnić, że nie jesteśmy drużyną "kelnerów", która będzie przegrywać ze strachu z pierwszoligowcami. Podchodzimy do tych meczów zupełnie normalnie i poważnie. Tak samo ważna jest liga.
A dlaczego przegraliście ze Szczakowianką w Pucharze Polski?
- W tym meczu trener dał pograć zmiennikom. Szczakowianka od wielu meczów nie przegrała u siebie. Do tego doszła specyficzna atmosfera tam panująca, sędzia gwizdał troszkę, "po gospodarsku". Myślę, że nie należy do tego wracać. Tak się stało, że odpadliśmy. Wszystkiego się nie wygra. Przyszedł słabszy mecz, słabszy dzień. Trudno. Stało się.
W tym sezonie w jednym z meczów złapał Pan w ręce piłkę po podaniu jednego z kolegów. Później się Pan zrehabilitował, ale skąd takie zagranie?
- W meczu ze Stalą Stalowa Wola Zdzisław Leszczyński podał mi piłkę. Byłem jednak przekonany, że zagrał mi ją głową czy udem, zadecydował moment dekoncentracji i złapałem piłkę. Byłem dość zdziwiony, że sędzia gwizdnął rzut wolny pośredni. Na szczęście udało się uniknąć straty bramki. Była to ewidentnie moja wina.
Patent na rzuty karne chyba Pan posiada?
- W tym sezonie obroniłem dwie jedenastki, a trzecia była przestrzelona. Nie mam żadnego patentu na bronienie karnych. Na razie mam więcej szczęścia niż umiejętności albo zawodnicy podchodzą do karnych lekceważąco i są zbyt pewni swego. Myślę, że w tym przypadku też nie ma do czego wracać. Najważniejsze, żeby kolejne jedenastki były bronione, a jeszcze lepiej, żeby ich nie było.
Czy mieszka Pan w Radomsku?
- Tak, w mieszkaniu wynajętym przez klub.
Ma Pan jakieś hobby?
- Mieszkając jeszcze w Iławie, często wędkowałem, bo wokół domu miałem wiele jezior. Wiadomo, Iława leży na Pojezierzu Mazurskim. Choć w tym rejonie wody jest dużo mniej, w wolnej chwili, jeżeli mam okazję, ciągle lubię jeździć na ryby.
Dziękuję za rozmowę.
Tomasz Borkowski urodził się 5 maja 1976 roku. Barwy RKS Fameg Radomsko reprezentuje od rundy wiosennej ubiegłego sezonu.
Żona - Katarzyna, roczna córka - Julia.
Rozmawiał Dariusz Kempski Gazeta Radomszczańska 2000