RKS Radomsko

Forum kibiców
Obecny czas: Sobota, 28 Gru 2024, 18:20

Wszystkie czasy w strefie UTC + 1 godzina




Napisz nowy temat Odpowiedz  [ 3 posty(ów) ] 
Autor Wiadomość
PostWysłany: Wtorek, 27 Gru 2005, 10:49 
Offline
****
****

Rejestracja: Środa, 15 Gru 2004, 14:31
Posty: 666
http://gorny-slask.blog.onet.pl/2,ID55071455,index.html

_________________
http://www.youtube.com/watch?v=NLFi7Zn9NFI


Góra
 Profil  
 
 Temat postu:
PostWysłany: Wtorek, 27 Gru 2005, 20:59 
Offline
******
******

Rejestracja: Środa, 13 Paź 2004, 18:35
Posty: 2746
Miejscowość: z Tysiąclecia
Ciekawy artykuł.
A co do jesnej z tych książek to czytałem ta pierwszą i żeczywistosc jest inna jak opisuje ja autor.

_________________
W POLSCE LICZY SIE TYLKO JEDNO MIASTO - RADOMSKO
W RADOMSKU LICZY SIE TYLKO JEDEN KLUB - RKS RADOMSKO

Image


Góra
 Profil  
 
 Temat postu:
PostWysłany: Sobota, 14 Sty 2006, 19:23 
Offline
******
******

Rejestracja: Środa, 13 Paź 2004, 18:35
Posty: 2746
Miejscowość: z Tysiąclecia
Młodzież widzi w policjantach agresorów, a nie stróżów prawa

Warszawska policja ściga blokersów, kiboli, bandziorów, ale najczęściej dopada zwykłych nastolatków. Legitymuje, zatrzymuje, czasem bije albo tylko upokarza. Poprawia sobie statystykę, ale psuje opinię.

PIOTR PYTLAKOWSKI

Scenka przed pomnikiem Jana Matejki na ul. Puławskiej w Warszawie. Dwóch policjantów legitymuje dwóch, na oko 13-letnich, chłopców. W pewnym momencie, jak na rozkaz, dzieciaki klękają przed funkcjonariuszami, a ci zaśmiewają się do rozpuku. Przechodzeń, którego zaniepokoiła sytuacja i próbuje dowiedzieć się, czemu patrol tak traktuje nieletnich, słyszy: - Proszę odejść, bo za utrudnianie interwencji będziemy zmuszeni pana zatrzymać.

17-letni Tadeusz, ofiara działań prewencyjnych, do dzisiaj nie może otrząsnąć się z traumy, bo na komendzie rozebrano go do naga i zmuszano do robienia tzw. pajacyków (podskoki na szeroko rozwartych nogach). Alka i Piotrek, 15-latki, na komisariat trafili w kajdankach, a dziewczynka dowiedziała się, że jest "małą suką" i "zostanie zajebana".

15-letniego Roberta policjanci schwytali przed domem. Podpadł za drobiazg - nie miał legitymacji szkolnej. Pół dnia spędził na komendzie, zanim policjanci zdecydowali się zawiadomić jego matkę. - W naszej klasie - opowiada Robert, uczeń gimnazjum - już nie uchował się nikt, kogo choć raz by nie pobił, nie upokorzył albo przynajmniej nie spisał jakiś gliniarz.

Na murach pojawia się coraz więcej haseł typu "HWDP" i "Jebać policję". Już nie wypisują ich młodzi kryminaliści, ale zwykłe nastolatki. To nawet nie jest wyraz pokoleniowego buntu czy modnej swego czasu niechęci do pana władzy, ale przemyślana deklaracja wynikająca z własnych doświadczeń.

Młodzież nie dostrzega w policjantach stróżów bezpieczeństwa, ale agresorów, często gorszych niż dranie, którzy w ciemnych zaułkach ograbiają dzieciaki z telefonów komórkowych.
Czy życzysz sobie księdza?

Tadeusz, licealista z dobrego domu (mama psycholog, tata ważny urzędnik), w planie matura i uniwerek, na co dzień boryka się z szarą rzeczywistością.

Na warszawskim osiedlu Gocław szarość miewa różne odcienie. Kiedy człowieka kroją (czytaj: okradają), szarość jest szczególnie podła. Na Gocławiu kroją często, a do tego bezkarnie. Kompletna depresja dopada człowieka, którego skroili raz, potem drugi, bywa, że i trzeci.

Można nauczyć się z tym żyć. Można wyrobić w sobie instynkt przetrwania. Tędy nie chodzi się rano, tamtędy wieczorem, a obok tego sklepu nie chodzi się ani rano, ani wieczorem. Chodzić trzeba czujnie. Rozglądać się, rozpoznawać potencjalnego wroga, a kiedy dostrzeże się go w pobliżu, od razu w długą. Biec i nie patrzeć. Do klatki, do windy, do mieszkania, drzwi zatrzasnąć.

Tadeusz (dwa razy pobity, raz okradziony) opanował już sztukę przetrwania na Gocławiu, ale nie przewidział, że zagrożenie może przyjść z najmniej spodziewanej strony. Umówił się przed szkołą z kolegami. Koledzy schodzili się powoli, jak zwykle któryś się spóźniał, inny pomylił miejsce zbiórki. Kiedy już wreszcie cała siódemka była w komplecie, podjechało kilka radiowozów. Policjanci w czarnych mundurach (tzw. służba patrolowo-interwencyjna) bez zbędnych ceregieli załadowali młodych i powieźli w nieznane.

Później wyjaśniło się, że uznali, iż chłopcy są uczestnikami ustawki kibicowskiej (umówionej walki między kibicami rywalizujących ze sobą klubów piłkarskich). Podobno doszło w okolicy do rozróby z udziałem miłośników Legii i Polonii. Ale nastolatki schwytani przed szkołą kibicami nie byli, żadnych klubowych atrybutów (szalików, czapek) nie posiadali. Policjanci po prostu poszli na skróty, po co szukać niebezpiecznych kiboli, skoro ma się pod ręką siedmiu małolatów, którym można wmówić wszystko. Że przed chwilą brali udział w bójce, a w najgorszym razie, że handlują narkotykami lub na pewno mieli je przy sobie, tylko gdzieś sprytnie schowali.

Nastolatków przewieziono do praskiej komendy na ul. Grenadierów. Tam poddano ich obróbce. Kolejno wprowadzani do pokoju pełnego policjantów musieli karnie wykonywać polecenia: rozbierz się, rozstaw nogi, podskakuj, wypnij się. Każda próba sprzeciwu to cios pałką po grzbiecie i pośladkach. Dobrze zadane uderzenie nie zostawia śladów. Chłopcy rozebrani do naga stojąc przed rozbawionymi funkcjonariuszami mieli poczucie odarcia z godności, kompletnego poniżenia.

Tadeusz rozebrał się szybko, nie chciał zaliczyć ścieżki zdrowia. Policjanci głośno oceniali jego wygląd, zaśmiewali się na widok przyrodzenia chłopca. Ten ze wstydu i bezsilności aż się popłakał. Jeden z mundurowych wsunął na dłonie rękawiczki, spytał Tadeusza, czy życzy sobie księdza. 17-latek przeraził się. Znalazł się w sytuacji, w której wszystko było możliwe, ten ksiądz, te rękawiczki - pomyślał, że przecież mogą go zmaltretować, a nawet zabić. Zdarzały się już takie rzeczy. Ale tym razem skończyło się łagodnie. Chłopcom wreszcie pozwolono się ubrać, zawiadomiono rodziców, że mogą swoje pociechy odebrać z komendy. Jednej z matek oświadczono, żeby nie myślała nawet o składaniu skargi, bo wtedy okaże się, że przy młodych znaleziono narkotyki i będzie z tego niezły pasztet.

- Przecież ci policjanci popełnili ewidentne przestępstwo, znęcali się, poniżali - ocenia mama Tadeusza. Skargi jednak nie złożyła. - Policja by wszystkiemu zaprzeczyła, stwierdzono by, że to Tadek narozrabiał, powiadomiono by szkołę, może sąd dla nieletnich. I to on miałby kleks na opinii, a nie jego dręczyciele.

Problem Tadeusza polega na utracie wiary w to, że policjanci działają dla słusznej sprawy. Kiedy on padał ofiarą młodych przestępców i wraz z mamą składał na komisariacie doniesienie, dawano do zrozumienia, że sprawa jest beznadziejna, nie ma szans na schwytanie sprawców. Za to nadzwyczaj łatwo przyszło policjantom schwytanie i poniżenie jego, chociaż nic nikomu nie ukradł i nawet nic nie zbroił.
Ty ich albo oni ciebie

Szef Komendy Rejonowej Policji przy ul. Grenadierów (Praga Południe) Jacek Wojciechowski przyznaje, że któregoś wieczoru na początku grudnia do jego placówki zwożono z okolicy dużą ilość młodzieży. Powodem były walki kibiców, szukano podejrzanych. Wśród zatrzymanych było też siedmiu młodych ludzi z Gocławia. Z raportów służbowych wynikało, że osoby te przewieziono na komendę, a następnie zwolniono, bo nie stwierdzono, aby miały związek z zamieszkami. - Nigdzie nie odnotowano, aby tym młodym nakazywano się rozbierać i że wobec nich przeprowadzano jakieś inne czynności. Nie miałem też później skarg od rodziców. Ale to wcale nie oznacza, że takie zdarzenie nie miało miejsca. Wiem przecież, że takie rzeczy się zdarzają.

W raporcie pisanym po odbytej służbie policjant operuje skrótem: zatrzymano - zwolniono, sprawca - ofiara, podejrzany - niewinny. Nie ma tam miejsca na niuanse. Żaden funkcjonariusz nie wyzna na piśmie, że kazał się zatrzymanemu rozebrać do rosołu i oceniał wielkość jego męskich atrybutów. Żaden nie wspomni, że zwracał się do nastolatka: "ty chuju", "ty skurwielu". O pałce może napisać, ale zawsze jako konsekwencji zastosowania sbp, czyli środków bezpośredniego przymusu, bo zatrzymany był agresywny i stawiał opór. W tym przypadku o sbp jednak też nie wspomniano.

Komendant Wojciechowski, doświadczony policjant cieszący się opinią dobrego, uczciwego gliniarza, zżyma się na samą myśl, że jego podwładni mogli zachować się sadystycznie, czerpać przyjemność z upokarzania nastolatków. - Gdyby udało się taki przypadek udowodnić, to policjant miałby jak w banku dyscyplinarkę, na dodatek prokuratora na głowie - mówi. - Nie uznaję pobłażania dla kretynów w mundurach.

Chłopaków z Gocławia zatrzymali funkcjonariusze z patrolu podlegającego Komendzie Stołecznej Policji. Wobec nich kom. Wojciechowski nawet gdyby chciał, konsekwencji wyciągnąć nie może. - U mnie bywały podobne zdarzenia, kierowałem już sprawy przeciwko policjantom-sadystom do prokuratury - wspomina. Dotyczyło to młodych funkcjonariuszy, początkujących w służbie. - Przecież oni nie biorą się z innego, lepszego świata - dodaje Wojciechowski. - Wszędzie widać gołym okiem postępującą brutalizację, wulgaryzmami rzucają całkiem nobliwi obywatele. Kiedy słyszę moich podkomendnych rozmawiających plugawym językiem, zwracam im uwagę, ale nie jestem pewien, czy rozumieją, o co mi chodzi.

Paweł, młody policjant ze Śródmieścia, od pół roku w służbie, przyznaje, że już wiele razy był świadkiem nadmiernie brutalnego traktowania nieletnich przez funkcjonariuszy z patroli ulicznych. Za każdym razem czuł się z tym fatalnie, ale milczał. - Nawet nie mogę kolegom zwrócić uwagi, że postępują niezgodnie z regulaminem, boby mnie wyśmiali. W tej robocie trzeba szybko nauczyć się działać bez znieczulenia. Żadne tam odruchy litości, grzeczność czy współczucie. Panuje zasada: albo ty ich, albo oni ciebie. Niby że praca policjanta to front, każdy cywil to potencjalny wróg, a szczególnie ci gówniarze wystrzyżeni na łyse pały.
Nieletni pod bronią

Piotrek z Mokotowa, lat 15, gimnazjalista, już raz był w "Polityce" opisywany jako ofiara napadu ulicznego. Stracił wtedy komórkę. Łobuza, który tego dokonał, oczywiście nie złapano. Ostatnio udziałem Piotrka stały się całkiem nowe doświadczenia.

Mieszka przy Puławskiej, w sąsiedniej klatce jego koleżanka Ala. O godzinie 18 wybrali się na krótki spacer. 50 m od domu zobaczyli Maćka, znajomego 14-latka. Maciek to dziwak, miewa głupie pomysły. Właśnie był w trakcie realizowania jednego z nich. Ubrany w kurtkę z napisem "Policja" (potem twierdził, że znalazł ją w barakach, gdzie kiedyś była policyjna baza) podbiegł do Ali i Piotrka. Krzyczał: - Jesteście aresztowani!

Miał pecha, bo w pobliżu przechodził prawdziwy policjant w cywilu, pełnił służbę wywiadowczą. Zareagował błyskawicznie. Schwycił Maćka, postawił pod murem, zawiadomił przez radiotelefon zmotoryzowany patrol i czekał na posiłki. - Byliśmy z Alką przerażeni, bo ten pan wyjął broń i kierował ją w stronę Maćka - opowiada Piotrek. Wraz z koleżanką podeszli do policjanta i zaczęli prosić, aby nie robił krzywdy ich koledze. Błyskawicznie podjechał radiowóz z policjantami tym razem już w mundurach. Całą trójkę dzieciaków próbowali upchnąć do środka. Alka rzuciła się do ucieczki, mundurowy za nią. Złapał dziewczynkę i skuł kajdankami razem z Maćkiem. Piotrka skuto później, na komendzie, co nie miało już żadnego sensu, bo stamtąd uciec i tak by się nie dało. W radiowozie dzielny policjant, który schwytał Alę, nie podarował sobie małego rewanżu. "Ty mała ruro, ty suko, gdybym skręcił sobie nogę, to bym cię zajebał" - wszystkie dzieci podobnie zapamiętały słowa pana policjanta.

Na komendzie trzymano małoletnich dwie godziny. Rodziców zawiadomiono dopiero, kiedy mama Piotrka sama zadzwoniła na jego komórkę. Spisano wyjaśnienia dzieci, rodzice podpisali co trzeba i koniec sprawy.

Ale to nie był koniec. Dwa tygodnie później rodzice Piotrka i Ali zostali wezwani do Sądu Rejonowego dla Nieletnich na rozmowę z kuratorką. Okazało się, że policjanci oskarżyli smarkaczy o agresję w stosunku do interweniujących funkcjonariuszy. Agresja miała polegać na podejmowaniu przez Alę próby ucieczki oraz, jak zapisano w innych policyjnych notatkach (już nie podpisywanych przez rodziców zatrzymanych dzieci), "aroganckim odpowiadaniu na pytania, przekrzykiwaniu się jeden przez drugiego, niewykonywaniu poleceń typu odwróć się, nie rozmawiaj". Policjanta, który sporządził te dokumenty, szczególnie oburzyło, że małoletni "próbowali wymyślać swoje prawa, a zarazem wskazywać moje obowiązki".
Uniwersytet uliczny

Piotrek i Ala potraktowani przez ludzi w mundurach jak złoczyńcy słusznie domagali się respektowania swoich praw. Do dziewczynki zwracano się obelżywie, głęboko urażono jej cześć, poniżono. Zakucie całej trójki w kajdanki było złamaniem przepisów, które wyraźnie określają, w jakich przypadkach można małoletnich w ten sposób obezwładniać. Według regulaminu do krępowania nieletnim ruchów (np. w celu uniemożliwienia ucieczki) służy tak zwana prowadnica, czyli parciane urządzenie nie powodujące dolegliwego ucisku na przegubach dłoni. Obowiązkiem policjantów podczas takich interwencji jest, podobnie jak w przypadku osób dorosłych, poinformowanie o prawach przysługujących zatrzymanym. Kiedy taka sytuacja spotyka dzieci, obowiązkiem policjantów jest natychmiastowe powiadomienie ich rodziców. W opisanym wyżej przypadku złamano wszelkie reguły.

- Prawdopodobnie policjanci wpisali swój wyczyn jako przykład skutecznej roboty. Wysłanie papierów do sądu świadczy, że chcieli sobie podreperować statystykę. Od niej zależą późniejsze nagrody finansowe - tłumaczy funkcjonariusz z innej dzielnicy Warszawy. Dodaje też, że wyjęcie broni przez policjanta i kierowanie jej w stronę 14-latka, jeżeli nie jest uzasadnione bezpośrednim zagrożeniem życia, to bardzo poważne przekroczenie uprawnień. - Za taki wyskok to policjant powinien trafić przed sąd - ocenia.

Komendant stołeczny policji nadinspektor Ryszard Siewierski od lat, jak deklaruje, stara się zmienić złe nawyki policjantów patrolujących ulice. Twierdzi, że nie wymaga od podwładnych fikcyjnego dmuchania statystyk, nie daje premii wyłącznie za ilość zatrzymań. - Jedna ze stacji telewizyjnych ogłosiła, że stołeczna policja wydała wojnę blokersom, bardzo mnie to zdenerwowało - mówi. - My walczymy z przestępcami, a nie młodocianymi mieszkańcami miasta. Dla nas każdy młody człowiek powinien być podmiotem, nie przedmiotem.

Marzeniem komendanta jest posiadanie licznej ekipy specjalnie przeszkolonych policjantów, którzy będą docierać do młodzieży z problemami. - Zafascynował mnie projekt realizowany już w Zielonej Górze, nazwany Uniwersytetem Ulicznym - mówi generał Siewierski. Darmowa nauka języków obcych, imprezy dla młodzieży, happeningi z udziałem policjantów. Tylko tak można nastolatków przekonać, że policjant nie stoi po przeciwnej stronie, nie jest przeciwnikiem, ale przyjacielem.

Ale najpierw trzeba przekonać policjanta, że nie wszyscy młodzi na ulicach to jego wrogowie. Społeczeństwo słusznie domaga się walki z chuliganerią i rozwydrzeniem młodych, ale przy rąbaniu tego drwa wióry lecą zbyt duże.

_________________
W POLSCE LICZY SIE TYLKO JEDNO MIASTO - RADOMSKO
W RADOMSKU LICZY SIE TYLKO JEDEN KLUB - RKS RADOMSKO

Image


Góra
 Profil  
 
Wyświetl posty z poprzednich:  Sortuj według  
Napisz nowy temat Odpowiedz  [ 3 posty(ów) ] 

Wszystkie czasy w strefie UTC + 1 godzina


Kto jest na forum

Użytkownicy przeglądający to forum: Brak zarejestrowanych użytkowników oraz 4 gości


Nie możesz zakładać nowych tematów na tym forum
Nie możesz odpowiadać w tematach na tym forum
Nie możesz edytować swoich postów na tym forum
Nie możesz usuwać swoich postów na tym forum

Szukaj:
Skocz do:  
cron
Powered by phpBB® Forum Software © phpBB Group