RKS Radomsko

Forum kibiców
Obecny czas: Niedziela, 28 Kwi 2024, 20:26

Wszystkie czasy w strefie UTC + 1 godzina




Napisz nowy temat Odpowiedz  [ 43 posty(ów) ]  Idź do strony Poprzednia  1, 2, 3, 4, 5  Następna
Autor Wiadomość
 Temat postu:
PostWysłany: Czwartek, 29 Gru 2005, 19:06 
Offline
******
******

Rejestracja: Środa, 13 Paź 2004, 18:35
Posty: 2746
Miejscowość: z Tysiąclecia
Jednym słowem oskar trafił do właściwej osoby.I właśnie widzimy tego efekty. :o :o :smile:

_________________
W POLSCE LICZY SIE TYLKO JEDNO MIASTO - RADOMSKO
W RADOMSKU LICZY SIE TYLKO JEDEN KLUB - RKS RADOMSKO

Image


Góra
 Profil  
 
 Temat postu:
PostWysłany: Niedziela, 1 Sty 2006, 11:32 
Offline
****
****

Rejestracja: Środa, 15 Gru 2004, 14:31
Posty: 666
dzieki za te pochwały spodobało sie to macie

Polska – Rumunia 95’ chorzow opis kibica legii

Legia nie za specjalnie zmobilizowała się na ten mecz. To była środa, Legia walczyła o kolejnego majstra przez co ludzie bardziej mobilizowali się na wyjazdy w lidze. Mimo wszystko w pociągu znalazło się jakieś 40 osób. Oczywiście wysiadka jak przy każdej podróży na Śląsk w Sosnowcu – tam czekało już trochę Warszawiaków, którzy dojechali wcześniej, Pogoń Szczecin (mająca w tamtym czasie bardzo poprawne stosunki z Zagłębiem) i wszędzie masa narodu z Sosnowca. Patelnia pod dworcem głównym zapełniała się z minuty na minutę. Ekipa Zagłębia, która w tamtym okresie chyba jeszcze nie miała własnej drużyny ( a przynajmniej nie pod marka Zagłębie Sosnowiec ) zmobilizowała się w naprawdę w konkretnej liczbie. W końcu do pociągu podmiejskiego do Zabrza wbiła się chyba z 700 osobowa ekipa L P Z . W Katowicach na dworcu przepychanki słowne z GKSem Katowice, potem gdzieś po drodze „Ż” z Zagłębia wyskoczył z pociągu i zaliczył małe spięcie z jakimiś hanysami ( nie mam pojęcia kto to był ), oczywiście wyskoczyło jeszcze kilka osób, ale eskorta psów była na tyle liczna że nic więcej zadziać się nie mogło. W Zabrzu wysyp na peronie i najmniej przyjemny epizod z tamtego wyjazdu. Rozstawiona na całej długości peronu śląska mendownia rozpoczęła pałowanie ot tak chyba dla zasady pośpieszajac wysiadających. Zaliczyłem wtedy kilka konkretnych pał po nerach i nigdy tego tym Qrwom nie zapomnę. W drodze na stadion mijamy 8 osobową grupę Arki. Trochę dziwna sytuacja- 700 osób maszeruje w chóralnych śpiewach w eskorcie psów i mija dosłownie o metry 8 kolesi w żółto-niebieskich barwach i oprócz masy wyzwisk do niczego zupełnie nie dochodzi. Pamiętam że ta ekipa ( mimo że wówczas maxymalnie znienawidzona ) zrobiła na mnie konkretne wrażenie. Nie odsunęli się, nie zmienili kierunku swojej podróży, nie spuścili oczu w dół ( jak inne ekipy mijane po drodze a każdy z nich wyglądał qrFa jak Pudzianowski J. Wreszcie pod kasami. Już doszły słuchy, że Arka wygoniła młodzieżową ekipę Zagłębia, która przyjechała wcześniej żeby zająć sektor krojąc przy okazji kilka flag. Jakieś zamieszanie i nagle naprzeciwko pojawia się jakaś ekipa. Głównie Żabole, chociaż Arka i trochę Ruchu też tam chyba byli. Słyszymy okrzyki z ich strony ... Jedziemy, Jedziemy z Qrwami ... Czekałem, aż na nas wpadną i zacznie się mała checa, ale zanim się doczekałem to Zagłębie ruszyło pierwsze... popłynąłem razem z tłumem... Kilkanaście sekund starcia i zabawę przerwały Psy. Kto jak siedział na samym stadionie to było już opisane w niejednym wątku. Po naszej prawej GKS Katowice (ale w dość skromnej ekipie) a nieco dalej Motor z Lechem na jednym sektorze. Spięcie tych ekip o miejsce na flagi na płocie było z naszego sektora doskonale widoczne – we wszystkich komentarzach szacunek dla Motoru za postawienie się Banitom. Samego meczu nie wiele obejrzałem – moja uwaga zwrócona była w kierunku sektora Arki Cracovi po naszej lewej. Przez cały mecz wzajemnie wymienialiśmy się różnymi przedmiotami droga lotniczą. Race, kawałki bruku, fragmenty ławek. Weź tu oglądaj qrwa mecz jak w każdej chwili możesz oberwać czymś w czaszkę J . Po meczu L P Z zostało przetrzymane na sektorze chyba najdłużej. W końcu wychodzimy. Psy wprowadzają nas na peron gdzie stoi już chyba pół Polski.... Masa psiarni, która nam towarzyszyła nie mogła po prostu zapanować nad sytuacją.... Na Peronie stoi już pociąg...Cały załadowany kibicami....Większość śląskich ekip, łódzkie i inni... wbija się też niewielka część Zagłębia. Ja zostaje z większą częścią ekipy. W momencie kiedy wchodzimy na peron przechodzimy obok rozciągniętej na długości peronu Cracovi. Mają naprawdę niezłą pozycje startową do ataku J Kilka bluzgów z ich strony i w końcu ruszają .... Zaliczyłem drugą konfrontację tego samego dnia. Słyszę od kolesia który próbuje mnie dosiegnąć grabą „ pachołku Legii !!” – tu się akurat lekko pomylił bo trafił na nielicznego tego dnia Legionistę ... dostaje strzała .. ja tez dostaję – nie od niego , nie wiem skąd, gdzieś z boku ... może palec boży ??? Po kilku sekundach wpadają psy i znów załapuje kilka PIERDOLONYCH lol L O jak JA QRWA nienawidzę POLICJI !!! odjeżdża pociąg ... z okien bluzgi i butelki w pozostających na peronie. Od nas tez coś poleciało w odjeżdżający skład.... Wbijamy się do następnego – już w większości okupowanego przez L P Z i w spokoju dojeżdżamy do Sosnowca. W spokoju ??? Ktoś tam zagubiony dostaje strzała z którejś ze śląskich ekip...ale trzeba przyznać że Ci którzy wbili się z L P Z do tego wcześniejszego pociągu też przeżyli chwile grozy.... Cracovia, Tychy biegała po przedziałach z tulipanami szukając wrogów... Koleś, który wracał ze mną później do Warszawy a jechał do Sosnowca tym właśnie składem opowiadał o desperackim zaryglowaniu drzwi do przedziału, ale i sklepaniu dwóch hanysów, którzy w tym przedziale się znaleźli a w Katowicach niby nie zauważenie chcieli czmychnąć przez okno ...W pociągu do Warszawy siedzimy i pijemy bro w jednym przedziale z Jagiellonią J ... to taki jeden z dwóch pozytywnych akcentów w moim życiu z tą ekipą J Konkretni goście ..fajnie się gadało ...ale przy cofnięciu się ze wspomnieniami do finału PP w 1989 roku atmosfera się trochę popsuła J ... to byli ziomale chłopaków z Sosnowca, zaproszeni przez Zagłębie na ten mecz ( poznali się w Paryżu i zgarnęli ich do swojego autokaru po tym jak Wiśle „popsuł się” autokar- tym autokarem jechała też Jaga) więc obyło się bez krzywych spojrzeń. W pociągu oklep zaliczył jeszcze jakiś rumun, zupełnie nie związany z kibicami ale strasznie darł swojego ryja i nie pozwalał usnąć zmęczonej ekipie ...to było troche nie rozsądnę bo jak dostawał oklep to wrzasku narobiła jego baba .....30 x głośniejszego L

Tyle co pamiętam .... po 10 latach J

_________________
http://www.youtube.com/watch?v=NLFi7Zn9NFI


Góra
 Profil  
 
 Temat postu:
PostWysłany: Poniedziałek, 2 Sty 2006, 18:49 
Offline
******
******
Awatar użytkownika

Rejestracja: Piątek, 12 Gru 2003, 17:28
Posty: 1524
Miejscowość: RADOMSKO ALKOFANS
CERAMIKA OPOCZNO - RKS
Ten derbowy mecz wywołał spore zainteresowanie wśród kibiców RKS-u i na miejsce zbiórki stawiło się ponad 80 osób. Na jednym z czat-ów CERA zapowiadała atrakcje , więc nie obyło się bez dodatkowego balastu w postaci sprzętu. Obiecano nam 2 autokary za symboliczną cenę oraz darmowy wstęp na stadion. Miała to być nagroda za nasze ;poprawne; zachowanie na meczu z Polkowicami /pajacom z PZPN-u chyba na jakiś czas odechce się odwiedzać nasz stadion /.Jak się okazało po raz kolejny zostaliśmy wystawieni do wiatru przez szacowny zarząd naszego klubu. Autokary nie przyjechały na miejsce. Dopiero o godz. 15 /mecz 16.30/ udaje się nam zorganizować na własną rękę jeden autobus /za niemal podwójną cenę/. Jeszcze przed wyjazdem widzimy pociąg z młodą ekipą ARKI /około 20, mieli kilka szali P. BYTOM i CRAXY/udającej się tego dnia na PIOTRCOVIE. Od razu wysypała się z pociągu antyterrorka i do niczego nie doszło , a szkoda bo wizualnie nie była to jak na ARKĘ dobra ekipa... Ostatecznie wyruszamy nabitym do granic możliwości autobusem w sile 72 osób + 4 osoby samochodem. Po drodze zero psiarni , gdyż jedziemy trasą przez Przedbórz , gdzie mieliśmy pozbierać kilku chłopaków z naszego F.C. W Opocznie meldujemy się w 30 minucie pierwszej połowy, a że drajwer trochę niekumaty to wysiadamy na mieście i idziemy pod kasy CERY. Z okrzykiem wbiegamy pod stadion gdzie od razu zostajemy przywitani przez wyjątkowo pojebaną wobec nas psiarnie. Widzimy jak w naszą stronę biegnie kilku /dosłownie/ gości z KSC/jeden w kominiarce i koszulce Widzewa/, gdzie na mostku zostają zatrzymani przez kurwy. Psy kończą dobrze zapowiadające się starcie. Szkoda bo mogło być ciekawie. Od nas kilku brutalnie spacyfikowano i spisano. Pały prowadzą nas pod klatkę dla gości , gdzie miały czekać na nas darmowe wejściówki. Oczywiście zostały one tylko w chorej wyobraźni naszych działaczy. Mimo że miała się zacząć 2-go połowa zażądano od nas po 10 zł. Wszyscy byli spłukani po zrzutce na autobus. Dzwonimy jeszcze do jednego z zarządu który spławia nas później wyłącza komórę . Po prostu żenada. Dyskusja z niedojebaną ochroną i psami nie przynosi efektu /jeszcze kilku spisanych i kilka petard w stronę psiarni/ więc zostajemy zawróceni . To chyba jakieś fatum , gdyż już drugi raz z rzędu nie wchodzimy na CERE. W drodze powrotnej spokój ; za Piotrkowem odpuszczają sobie psy , a więc tylko w Kamieńsku mała promocja i sprajówka i jesteśmy u siebie. Na mieście rozdzielamy się. Jedna grupa załapuje się na weselną/około 20 butelek / i imprezuje w parku do późnych godzin nocnych. Wyjazd zaliczony ale ogólnie niezbyt udany. Teraz pozostaje nam odpłacić się zarządowi /protest?/. Oczywiście teraz CERAMIKA napisze ,że było nas 30-tu , cwaniakowaliśmy przy policji itp...itd...Niech piszą zdążyliśmy się przyzwyczaić. Szkoda , że nikt nie robił fotek. Na koniec mała anegdotka: Widać, że w Opocznie żyją jeszcze małorolne chłopaki /wiele swastyk na murach w odwrotną stronę, gdy do niektórych strzelamy z palców oni nam machają i uśmiechają się/


Góra
 Profil  
 
 Temat postu:
PostWysłany: Wtorek, 3 Sty 2006, 18:05 
Offline
****
****

Rejestracja: Środa, 15 Gru 2004, 14:31
Posty: 666
Polska-Węgry'Warszawa 1997 opis kibica Wisły krk
Bardziej prywatne wspomnienia niz oficjalne
=========
Wrzesień 1997 (chyba)(coraz częściej piszę "chyba"...kłopoty z pamięcią w tak młodym wieku?)
W dość ogranizconym gronie postanowiliśmy się wybrać do Warszawy na mecz reprezentacji z Węgrami.
Wyjazd ten nie zapowiadał się jakoś super atrakcyjnie ale gdy się ludziom nudzi to różne pomysły przychodzą do głowy.
Około ósmej rano spotykamy się na dworcu w osiem osób.
O mało co a wyjazdu nie skończylibyśmy już na dworcu bo wogóle nie wzięlismy pod uwagę ze etgo dnia Cracovia gra w Świdniku bodajże i w podobnej godzinie mają pociąg a tamte rejony.
Na szczęście byliśmy juz na peronie przy swoim pociągu gdy zobazcyliśmy ich ekipkę za torami.
Nie było ich za wiele ale i tak z 3 razy więcej niż nas więc z ukrycia ich poobserwowaliśmy.
W końcu zajęliśmy miejsca w naszym transporcie i w drogę.
Nie wiem czy do teraz funkcjonuje taki rozkład jazdy ale wtedy było tak że w odstępie 10-15 minut odchodziły z Głównego dwa pociągi do stolicy - jeden express, drugi pośpiech z przystankami po drodze.
To też była nasza linia obrony przed natrętnym kanarem w sprawie naszego barku biletów.
-Panie, my myśleliśmy że to jest ten zatrzymujący się w Miechowie i chcieliśmy tylko ten jeden przystaneczek!
Patałach był nieugięty i jak zawsze w takiej sytuacji oczekiwał na łapówkę.
Nas tylko ośmiu - chyba go pojebało jak myśli że na nas zarobi.
Ściemniamy że zbieramy pieniążki i gramy na zwłokę.
Po jakimś czasie zorientował się że ściemnamy bo ileż można w osiem osób zbierać między sobą pieniądze.
Zaczął się rzucać że skoro tak to dzwoni po policję i ta już nas zawinie na Centralnym (pierwsza stacja na której zatrzymywał się pociąg).
Od nas nerwowy "M" w końcu jak zawsze nie wytrzymał i coś mu tam powiedział czy prztyknął...nie pamiętam.
Pamiętam tylko że kanar zaczął coś nerwowo biegać i dzownić po kierownika pociągu id.
Na odpierdol zawiązaliśmy paskiem drzwi od wagonu i pozbyliśmy się natręta gdyż innej drogi do nas nie było.
Trza było jednak myśleć co dalej bo i tak dojedziemy do Centralnego i będzie lipa.
Do celu góra 20 minut a my stajemy na czerwonym świetle.
Myślę i mówię
-w Krakowie jakbyśmy byli 20 minut od Głównego to znaczyłoby ze już jesteśmy gdzieś na rogatkach - wyskakujemy.
Tak też zrobiliśmy - ciekawe kiedy "biletowy" się zorientował że wyparowaliśmy.
W takich oto miłych okolicznościach przyrody (szerokie łany kukurydzy) coś kolo jedenastej opuszczamy ciuchcię.
Zmirzamy ku pierwszym widocznym budynkom.
Okazuje się że w sam raz trafiamy na piekarnię.
Wizyta na zapleczu i już delektujemy się jeszcze ciepłymi bułeczkami.
Idziemy dalej, już wzdluż jezdni i w końcu trafiamy na tablicę informującą nas gdzie jesteśmy.
Wszystko jasne "Toporki - Masarnia".

Osz kuźwa..gdzie my jesteśmy?
Krótki zwiad w miejscowym sklepiku i dowiadujemy się do Warszawy mamy jeszcze z 40 kilometrów i to z przesiadkami.
Koledzy patrzą na mnie uprzejmym wzrokim bo to był mój pomysł by wyskakiwać na światłach.
Ale nie ma czasu na jakieś zrzędzenie.
Znajdujemy przystanek jakiegoś autobusu i gdy się na neigo doczekujemy wsiadamy i jedziemy do Grodziska Mazowieckiego.
Po drodze w autobusie ujawniają się kanary.
No cóż widać ten dzień będzie ciężki.
Wyśmiewamy ich, bo cóż mogą nam zrobić na jakims zadupiu, gdzie policjant pewnie przejeżdża raz na dzień po mleko od sąsiadki?
Dojeżdżamy na miejsce i wbijamy się an dworzec pkp.
Sptykamy z dwudziestu chłopaczków w szalikach Legii. Gdy dowiadują się że jesteśmy z Wisły wbijają się w szok skąd się tam wzięliśmy.
Niesnasek nie było gdyż wtedy na mecze kadry obowiązywał układ.
Razem z nimi ładujemy się do pociągu do Warszawy i toczymy trzecie tego dnia zacięte dysputy z człowiekiem którego życiową pasją jest sprawdzanie biletów wśród strudzonych wędrowców.
Trzeci tego dnia.
Chłopaki z Legii kumaci więc razem kołujemy mundurowego i psim swędem dojeżdżamy do bodajże Warszawy Zachodniej.
Stamtąd w kierunku Centralnego musimy dojechać kolejnym pociagiem.
Ładujemy się do niego i zajmujemy miejsce koło jakiejś kobiety.
siedzi koło okna a na przeciw niej na stoliku lezy jej torebka. Strategiczen miejsce na przeciw niej zajmuje przewidujacy i obrotny "H". Ten to zawsze miał głowę nie od parady.
w pewnym momencie pociąg przejeżdża jakimś tunelem a ja z naprzeciwka obseruję scenkę jak z bajek. Jest ciemno a na jedynej jasnej plamie jaką jest okno widzę zarys torebki oraz z góry zbliżającej się do niej z rozcapirzonymi palcami ręki "H".
Padam ze śmiechu, tunel był zbyt krótki, nastaje jasność ale "H" siedzi niby nigdy nic i wptruje się tępo w okno. Kobita nieświadoma co ją omineło również gapi się spokojnie w dal.
W końcu dojeżdżamy do Centralnego, stamtąd na piechotą na Dworzec Śródmieście który z tym pierwszym połączony jest labiryntem podziemnych korytarzy. Tutaj ładujemy się w pociąg by dojechać na Powiśle. Tuż przy wysiadaniu, czwarty tego dnia urok rzuca na nas Bóg w postaci agencji "Renoma" która na niektórych trasach sprawdza bilety. To takie kanary cięższego gatunku bo chłopy o gabarytach Gołoty i twarzach na których wiryły się niejdne już bójki i tego typu klimaty.
Zresztą obsługiwali wtedy wiele tras w Polsce i znaliśmy już ich możliwości. I tak wysiadamy więc dyskusja przenosi się na peron. Tam na szczęście udaje nam się załagodzić sytuację i swobodnie już idziemy do "Źródełka" czyli do knajpy kibiców Legii.
Bilety drogie, Legioniści propnują podróbki ale nie przechodzą one pozytywnie naszej ocenie więc pozostajemy bez biletów ale ze sporą ilością gotówki.
Idziemy zaszaleć.
Ładujemy sie do jakiejś knajpy, zamawiamy po małym piwie, pijemy i gdy chcemy zmienić lokal przeżywamy szok kulturowy.
Myślałem że 300 kilometrów to nie jest jakaś duża odległość.
Myslałem że 3,5 godziny pociągiem to rzut beretem.
Myślełem ze 3 godziny samochodem to mrugnięcie oka.
Tymczasem za małe piwo rachunek opiewał na 6 złotych, podczas gdy w Krakowie za duże płaciło się góra 4-4,5.
W****ieni i ostrożni już na ecnniki szwędamy się dalej.
Spotykamy kilkunastosobowaą grupkę Lechii pijącej wraz z Legionistami. Jednak w tamtych czasach układy były jeszcze nieco inne niż dziś i Lechiści wybierają towarzystwo Warszawiaków.
W takim składziku nie zcujemy się zbyt pewnie, tym bardziej że tego dnia spodziewano się tutaj wizyty, bynajmniej nie pokojowej, Lecha, Arki oraz Cracovii.
w pewnym momencie gdy się wietrzymy w jakimś parku na horyzoncie pojawia się grupka w żółto-niebieskich szalikach. Pierwsze skojarzenia = Arka.
Delikatnie by nie wzbudzić ich podejrzeń każdy znajduje sobie coś pod ręką, ja nieznacznie przyswuam do siebie noga kosz na śmieci. Goście się zbliżaają ale wrogich zamiarów nie przejawiają, w końcu podchodzą i już się poznajemy z twarzy - to Motor Lublin. Tak więc najbliższy czas spędzamy z Lublinianami.
Wcześniej zostaliśmy powiadomieni przez Legionistów o godzinie ponownej zbiórki przy "Żródełk" celem spólnego oczekiwania ekipy ALC.
Udajemy się tam i już z ludźmi z całej Polski spijamy piwko.
Pojawia się policja, staja z boku i patrzą się krzywo.
Podchodzą bliżej, zaczynają coś się przypiwprzać by nie pić piwa i tego typu bzdury.
w końcu najwyraźniej szukając zaczepki wyciągaja kogoś z tłumu mimo że jak boga kocham sytuacja była bardzo luźna i był spokój.
Komuś pusczają nerwy i zaczynają się przepychanki, atmosfera staję się nerwowa i policja przegania nas siłą z knajpy.
Jak wojna to wojna.
Legioniści wydobywaja "spod ziemii" sprzęt przeznaczony na ALC i dawaj na mundurowych.
Pierwsze starcie i zdecydowana porażka nieporadnych żuczków, którzy nie przygotoani byli na taki obrót sprawy. Za chwilę wracaja i dochodzi do kolejnego, tym razem juz bardzo brutalnego starcia. Pierwszy raz w życiu widzę jak policjant otrzymuje pchnięcie SZABLĄ w tyłek...hehe.
Co za trafienie.
To że zbierają po garbach powoduje standardową u nich pianę na ryjach i gdy osiągają przewagę liczebną wypierają nas na stojący z boku wiadukt. Trochę niepomyslane posuniecie = z góry leci na nich grad wszystkiego, a do tego co chwilę zbiegamy na nich. Z naszej strony również nie do końca pomyślany ruch gdyż przy okazji cierpii kilka samochodów pozostawionych na dole przez Legionistów.
W końcu mundurowi pojawiaja się i na górze wiaduktu.
Wszyscy wbiegamy do parku który jest po drugiej stronie ulicy.
Zaczyna się sajgon.
Nie...nie z policją, po prostu w tym momencie zaczyna się istne oberwanie chmury.
Trochę to ostudziło nasze zapędy a poza tym co mądrzejsi Legioniści zaczynają sie zrywać gdyż znają teren.
My trochę zdezorientowani obsewujemy mobilizację pał wokół parku i powli ich wkraczanie niczym do getta. Będzie łapanka. Na szczęście jeden z Legionistów zostaje naszym przewodnikiem i wyprowadza naszą ósemkę jakąś, osłoniętą krzakami, dziurą w płocie.
Lądujemy na jakimś podówrku obok,a ponieważ psy nie dają za wygraną i penetrują teren wbijamy się do jakiejś kamienicy i zajmujemy startegiczne miejsce koło kaloryfera.
Trzeba się wysuszyć, rozbieramy się do majtek, heh, i suszymy rzeczy na kaloryferze gdyż każdy przemoknięty był w 100 %.
Oczywiście nasze postacie przyciągają uwagę mieszkanek wyrzucających śmieci no ale co się dziwić...ośmiu gladiatorów w samych slipkach to nie częsty widok zapewne w szarej kamienicy.
Przeczekujemy policyjną i pogodową zawieruchę i w towarzystwie (L)przewodnika udajemy sie pozwiedzać miasto.
Nie wiem gdzie bylismy bo aż takim geografem nie jestem, pamiętam że jechaliśmy metrem i mam przeczucie że pół roku po tym gdy Legia przyjechała do Krakowa i śpiewała niezrozumiały dla mnie tekst "pajacu chamie jeździłeś metrem w Warszawie?" mogło właśnie chodzić o nas. No cóz to chyba zaszczyt być obiektem śpiewancyh przez wroga piosenek.
W końcu docieramy pod Torwar gdzie jawi nam się kolejny, a raczej stary, lecz odsunięty na później proble. Nie mamy biletów na mecz.
Zorganizowanie biletu spełza na niczym i w piątej/dziesiątej minucie decydujemy szukać wejść "innych" bo takie znajdują się na każdym stadionie gdzieś wokół jego bram.
W końcu doszukujemy się jedenj alternatywy kas ale próba będzie ciężka.
Niczym zawodnicy jakichś konkursów sprawnościowych, stajemy przed torem przeszkód składającym się z kraty z drutem kolczastym, jakichś garaży oraz pustą przetrzeń. Mógł to nie być basen tylko jakaś przestrzeń ale tak to zapamiętałem.
Oczywiście same przeszkody nie byłyby nie do pokonania, ale trasa ta dzieląca ulicę od "Żylety" była dość pilnie strzeżona przez ochroniarzy.
Ale co tam...bez pracy nie ma kołaczy.
Po kolei, dwójkami przechodzimy przez kratę oraz wyłazimy na garaż. Pierwsza dwójka zajmuje strategiczne pozycje na garażu i kieruje dokonaniami trzech pozstałych dwójek przy uwzględnieniu ruchów ochroniarzy którzy co raz podchodzą w te okolice przywiedzeni stukami i tego typu odgłosami. W końcy wszyscy jesteśmy na garażu i do pokonania mamy przestrzeń do kolejnej kraty. A ochroniarze tuż za nią. Powoli, po cichu i już nie w ciemnościach gdyż tutaj pada juz poświata od jupiterów skradamy się do kraty. Teraz najlepsze bo musimy przejść przez kratę tyle ze za nią stoją plecami do nas ochroniarze. Czekamy, kiedy jest ich tylko trzech czy czterech wykonujemy manewr zmylajacy, czyli rzucamy czym się da w nieodległe krzaki kierując do nich tych ochroniarzy i wtedy już na hurra ładujemy się przez kraty i schodami wpadamy na żyletę niknąc z oczu goniącym nas ochroniarzom.
Operacja "bilet" trwała ponad pół godziny gdyż na trybunie pojawiamy się dokładnie w przerwie meczu.
Spotykamy większą już niż przed meczem grupę Gdańszczan i z nimi oraz starszyzną z Legii spędzamy druga połowę.
Po meczu autobusem jedziemy na dworzec gdyż jakoś tak niedługo mamy pociąg do Krakowa.
Zapomnieliśmy jednak że tego dnai prześladuje nas kanarowy pech nadziewamy się na ruchomych schodach na policjantów pilnujących zjazdów na perony, sprawdzających u każdego z wielu już na dworcu kibiców bilety.
Niestety na zmyłki już za późno, wiedzą ilu nas jest, ska i że nie mamy zamiaru kupić biletów.
Ich ambicją staje się nei wpuszczenie nas oraz jak się zaraz okazało kibiców Motoru do swoich pociągów. Następny pociąg coś koło północy.
Mamy dużo czasu więc szwędając się po podziemnych sklepowo-barowych labiryntach otaczajacych Centralny pożywiamy sie, poimy oraz gadamy z kibicami z całej Polski, którzy po kolei muszą bawić się w kotka i myszkę z policją pilnująca jak nigdzie indziej tych biletów pkp/
My mamy sporo czasu więc pojedynczo, po cichui dziwnymi trasami docieramy na peron gdy podjeżdża na niego pociąg z Gdyni do Krakowa. Mimo że u góry schodów widzimy uważne i tęskne spojrzenie wypatrujacych nas głupków z policji udaje nam się wniknąć do pociągu.
Tutaj czeka kolejny koszmar.
była to niedziela i ludzie wracali gdzieś do swoich prac = pociąg był wręcz przepełniony.
Udaje nam się znaleźć przedział gdzie siedza tylko dwie osoby i ładujemy się tam razem tworząc nadkomplet.
Do tego był to pośpiech który droge do naszego kochanego miasta pokonuje chyba z 6 godzin.
Santa Maria.
Nie najdłuższa ale najgorsza podróż w moim życiu.
Ścisk, smród a my jeszcze przemoczeni, zmęczeni.
Do tego po raz szósty tego dnia Pan Bóg postanowił nasłać na nas w czasie tej wycieczki "biletowego".
Matko ile on się nawydzierał.
Straszył, wzywał policję w Radomiu, wypisywał kredytowe ale my byliśmy tak padnięcie że każdy go totalnie olewał. Radom przespałem ale najwyraźniej policji nie było a na całe szczęście nastąpiła tam zmiana kanarów i do Krakowa podróż nie licząc dyskomfortu fizycznego i psychicznego podróży upłynęła już spokojnie.
W domu wylądowałem coś koło szóstej rano."


Ostatnio edytowany przez LITMAN, Wtorek, 3 Sty 2006, 20:20, edytowano w sumie 1 raz

Góra
 Profil  
 
 Temat postu:
PostWysłany: Czwartek, 5 Sty 2006, 20:04 
Offline
****
****

Rejestracja: Środa, 15 Gru 2004, 14:31
Posty: 666
Kilka opisow z repry kolesia z ruchu ch dokładniejszych dat brak

POLSKA - WĘGRY
Polska-Węgry – nas chuliganów Ruchu ok. 100 + ok. 8 dyszek DHW. Pod stadionem zauważamy ok. 50 osobową brygadę Poloni Bytom i Odry Opole. Następuje nasz atak po czym polonia zalicza dużo nokautów a my udajemy się w dalszą drogę w poszukiwaniu przygód. Widzimy 50 hools GKS Katowice po czym jak nas zobaczyli to palą wrotki (parę klapsów tylko dostali). Pod kasami czekamy na żaboli lecz ich się nie doczekaliśmy. Prawie wszyscy psychofani poszli w swoją drogę, na meczu niebylismy zorganizowaną grupa. Na stadionie Widzew i ok. 2 dychy Ruchu wjeżdża żabolom do sektora.Po meczu Pojechaliśmy do Katowic w ok. 25. Wyszliśmy koło dworca i idziemy na rynek. Widzimy że na przystanku stoi ok. 3 dychy GKS-u jadacych na mecz. Paru z gieksy dostaje wpierdol reszta pali wrotki. Gdy już idziemy do aut wyskakuje ok. 50 osobowa ekipa gksu i lecą w naszą stronę a my w nich. Znów ok. 10 GieKSy dostają KO a reszta spierdala.

POLSKA - NORWEGIA
Polska-Norwegia – na ten mecz nas hools Ruchu zebrało się ponad 100 osób + Lech ale nie pamiętam liczby. Na stadionie mamy starcie z Śląskie Wrocław przez kraty ale ogólnie nic specjalnego. W przerwie już sam Ruch wjeżdża żabolom do sektora, żaby spierdalają na dół sektora, paru się postawiło walka dość wyrównana ale z naszą przewaga. Żabole znów miały ostry sprzęt (noże). Po meczu już nic specjalnego się nie działo.

POLSKA - SZWECJA
Polska-Szwecja – nas hools Ruchu ok. 100 + 6-7 dyszek DHW. Dostaliśmy cynk że jakaś ekipa czeka na Widzew w Sosnowcu, natychmiast udajemy się tam autami w sile 5 dyszek. Jednak gdy dotarliśmy na miejsce nikogo nie było. Spokojnie poczekaliśmy na DHW i ruszyliśmy do Chorzowa. Pod stadionem dopiero byliśmy 5-10 min. po rozpoczęciu meczu. Na mecz nie wchodzimy tylko udajemy się do pubu koło stadionu i czekamy na koniec meczu. Od nas paru obcina ile jest ŁKS-u i Tychów na stadionie bo się zapowiadali że będą mocną ekipa chuligańską, i tak też było. Gadamy ŁKS-owi żeby wyszli przed stadion i się możemy tam bić, ale jak wyszli to było w chuj psiarni i nie było sensu zepsuć tej akcji jak można było coś konkretnego tego dnia zrobić. Więc udajemy się za nimi do Tychów w trochę ponad 100 osób. Obcinamy ich ale nadal są z nimi kundle, więc postanowiliśmy się na nich ustawić na trasie. Pod Częstochową dochodzi do konkretnego starcia pomiędzy chuliganami Ruchu i Widzew (ok.100) i ŁKS (ok.70) z sprzętem po obu stronach. PF i DHW zdecydowanie wygrali to starcie masakrując chuliganów z ŁKS-u. Wiele osób w szpitalu na opatrunkach

_________________
http://www.youtube.com/watch?v=NLFi7Zn9NFI


Góra
 Profil  
 
 Temat postu:
PostWysłany: Poniedziałek, 9 Sty 2006, 17:55 
Offline
****
****

Rejestracja: Środa, 15 Gru 2004, 14:31
Posty: 666
OPIS WIDZEWIAKA Z RADOMSKA TUTEJSZEGO FC WIDZEWA
zaczerpniete z jednej ze stron widzewskich


RADOMSKO
WIDZEW - magia tego słowa, potęga, chwała i charakter klubu przyciągnęły w moim 60-cio tysięcznym mieście około 50 osób. Mam tu na myśli prawdziwych widzewiaków, którzy w sercach mają jedynie WIDZEW. Sympatyków RTS-u jest okoto 100 osób ale ci jedynie deklarują sympatię dla naszego klubu, nie jeżdżą na mecze, nie noszą barw itp. Miłość do WIDZEWA zaszczepili w nas nasi ojcowie, wujkowie i inni, którzy w latach świetności całymi grupami pakowali się w zakładowe "wesołe autobusy" i wyruszali na stadion, wtedy jeszcze przy ul. Armi Czerwonej.

Prawdziwe kibicowanie zaczęło się w sezonie 1990/91 meczem RTS-u z Zagłębiem Sosonowiec. Pojechały 3 osoby. Wrócili i zaczęło się: "Widzew to, Widzew tamto", "młyn" to, "maszty" tamto, stadion to, "Niciarka" tamto... itp." Jednym słowem - zajebiście! Po kilku godzinach opowiadania w wielu sercach zaiskrzyła miłość do WIDZEWA. Opowieści kolegów zaowocowały tym, że na następny mecz pojechało do Łodzi już 25 osób. Chyba po tym meczu cała Polska dowiedziała się, że w Radomsku są fanatycy RTS-u. Stało się to za sprawą bitwy z policją w Piotrkowie, o której szeroko rozpisywała się prasa. Od tej pory Radomszczan nie zabrakło nigdy na żadnym meczu ukochanej drużyny. Jeździliśmy zawsze, do Łodzi więcej, na wyjazdy mniej, ale byliśmy. Po każdym meczu przybywało fanów RTS-u zauroczonych opowiadaniami innych.

Teraz jest trochę gorzej. W Łodzi jest nas zawsze od 10 do 20 osób, na wyjazdach od 3 do 10, a bywało i tak (niestety!), że na meczach poza Łodzią nie było z Radomska nikogo. Chciałbym zaznaczyć, że na zmniejszenie liczby osób jeżdżących na WIDZEW w żadnym stopniu nie wpłynęły sukcesy RKS-u Radomsko. Nigdy żaden z nas nie wyparł się klubu. Zawsze manifestujemy miłość do niego na każdym kroku. Zaciekle i z uporem staramy się wpajać mieszkańcom Radomska, kto jest najlepszy w Polsce i kibice jakiego klubu panują w Radomsku. Celowo napisałem "mieszkańcom Radomska" a nie kibicom RKS-u, ponieważ RKS takowych nie posiada. Jeśli ktoś określa siebie mianem "kibica RKS-u", to co najwyżej gimnazjalista, sikający w majtki na widok policjanta z pałką.

Przy Al. Piłsudskiego zasiadamy zawsze naprzeciw Zegara, a pod nami rozpościera się flaga: WIDZEWIACY RADOMSKO. Na mecze jeździmy samochodami. Myślę, że nie jesteśmy dobrze zorganizowanym fanklubem. Nie posiadamy koszulek, szalików - z organizacją jesteśmy trochę na bakier. Jedyne, czym można się pochwalić, to organizacja spotkań z piłkarzami dwa lata z rzędu. Spotkania te pozwoliły wciągnąć na listę kibiców kilku młodych ludzi, którzy, mam nadzieję, będą w przyszłości kontynuować tradycję kibicowania RTS-owi w Radomsku. Liczę, że w najbliższej przyszłości będziemy lepiej zorganizowani. Dołożymy wszelkich starań, by na WIDZEWEK jeździło jak najwięcej osób. Będziemy też zawsze głosić hasło: TYLKO WIDZEW!

_________________
http://www.youtube.com/watch?v=NLFi7Zn9NFI


Góra
 Profil  
 
 Temat postu:
PostWysłany: Poniedziałek, 9 Sty 2006, 20:50 
Offline
**
**

Rejestracja: Poniedziałek, 11 Kwi 2005, 07:35
Posty: 288
Miejscowość: FC.G
10 Stycznia Roku Pamietnego !!
Opis Pewnego Kibca O Zajsciach w Słupsku [*] Przemek Czaja [*]


te wydazenia pamietam jak dzis. zaczelo sie w niedziele. czarni grali z azs koszalin. bedac pewni ze zjawia sie kibole gwardii, pojawilismy sie pod hala w kilkadziesiat osob. byli rowniez czarni, oczywiscie ich bylo wiecej. wszyscy chcieli lac gwardie na zasadzie wspolnego ukladziku jednodniowego. dlugo nikt sie nie zjawial, wiec czarni postanowili zerwac uklady i nas zaatakowali, w wyniku przewazajacej liczby czarnych bylismy zmuszeni sie wycofac z pod hali. cala akcja dziala sie na srodku czteropasmowej ulicy szczecinskiej, wstrzymany zostal ruch. po wszystkim ekipa gryfa rozeszla sie po miescie, jedni do domow drudzy na imprezy. po kilku godzinach w vigorze podali, ze po meczu pod hala doszlo do awantur i kibic gryfa zabil kibica czarnych. nie moglem w to uwierzyc, wojna wojną, ale nie myslalem ze ktorys z nas moglby sie posunac do takiego czynu. polecialem do mojego serdecznego przyjaciela. on jak chyba zreszta wszyscy ktorzy uslyszeli te wiadomosc byl poprostu w szoku. rozwazania, co bedzie dalej, powiedzial bym lekka panika. smierc typa to juz nie przelewki. czekalismy na kolejne wiadomosci, po godzinie jednak zdementowano porzednia wiadomosc i podano ze kibic czarnych zostal smiertelnie pobity przez policjanta. teraz juz w glowach pojawily sie inne klimaty. nie dosc ze chciano nas najpierw obarczyc za smierc chlopaka, to jednak okazalo sie ze to "pierdolony milicjant". telefony na miescie sie zagotowaly, umowilismy sie na drugi dzien rano, informacje ze przyjdziemy na miejsce zdarzenia dostali rowniez czarni. ta noc byla dla mnie nie przespana, wtedy jeszcze nie wiedzialem ze za kilkanascie godzin slupsk zostanie pokazany w cnn i na innych stacjach tv. w poniedzialek rano zebralo nas sie kilkadziesiat osob. ci co byli, oczywiscie pozrywali sie czy to ze szkoly czy z roboty. udalismy sie w miejsce smierci przemka, tam juz stala mniejwiecej taka sama grupka czarnych. przywitalismy sie usciskiem dloni i wyrazeniem wobec siebie szacunku, ktorego czesto podczas ulicznych walk obu stronom brakowalo. nasza wspolna ok 100 osobowa grupa z minuty na minute powiekszala sie, zaczynali sie tez pojawiac dziennikarze, jacys gapie, obuzone wiadomosciami spoleczeczenstwo, a z daleka obserwowal nas jakis radiowoz. po kilku godzinach w okolicy bylo juz ze 300 osob. w pewnym momencie ok 50 osob atakuje przez srodek skrzyzowania na szczecinskiej radiole, ktora zrywa sie z piskiem opon. po tym zajsciu juz bylo wiadomo ze nie bedzie spokojnych czarnych marszow przez miasto, a milicjanty beda mialy troche roboty. nagle zwykli ludzie zaczeli nas informowac o tym calym wałku z sekcja zwlok, ze to przez slup, a jakis dziennikarzyna doprawil ze to w prokuraturze podejmowane sa jakies decyzje i najlepiej tam sie udac. wszyscy kombinowali transport zeby szybko dostac sie pod prokurature na leszczynskiego. pamietam ze ktos z telefonu zamowil jakies 20 taxowek na raz. po niespelna pol godz wiekszosc byla pod prokuratura. okrzyki smierc za smierc, antypolicyjne, ale mimo wszystko spokuj. relacje w slupskich rozglosniach radiowych pozwalaly ludziom z miasta przemieszczac sie tam gdzie cos sie dzialo. w bezpiecznej odleglosci pojawila sie suka, zwyklych ludzi wciaz naplywalo. w koncu postanowilismy zaatakowac prokurature, polecialy kamienie, smietniki i ludzie wtargneli do srodka. tam ktos wyszedl, cos nawijal, ale mnie tam nie bylo, wiec pewnosci nie mam, co do wydazen w srodku budynku. w powietrzu wisiala juz prawdziwa sensacja, do takich cudow w grodzie nad slupia jeszcze chyba nigdy nie doszlo - atak na prokurature (no chyba ze akcje za komuny, ale to byla wszedzie normalka). pod prokuratura pojawilo sie troche wiecej ok 20 milicjantow w calym tym ich jebanym rynsztunku. doszlo do malej pruby sil. milicjanci podbiegli pod sam budynek prokuratury, my naprzeciwko. w ich oczach bylo widac strach, w naszych niezdecydowanie. nie bylo impulsu, az nagle ktos z oddali rzucil kamieniem i sie zaczelo, jazda z kurwami i ich kontratak. tlum zwyklych ludzi zaczol panicznie spierdalac. mozna powiedziec ze przy znikomych srodkach psiarnia odbila prokurature, poniosla tez jednak straty, to z tamtad zabrano pierwszego milicjanta do szpitala Very Happy .po tych wydazeniach ja z jednym ze starszych fanow gryfa udalem sie na cwiarteczke w okolice dworca pks. oczywisciwe na tej cwiarteczce sie nie skonczylo i mozna powiedziec ze przegapilismy najlepsze Evil or Very Mad , czyli awantury pod komenda na rejmonta, starcia na wojska polskiego, zniszczenie wszystkich slupskich radiowozow. ja do domu wrocilem przed polnoca jakos, niezle wstawiony. oczywiscie caly dzionek mnie nie bylo, wiec starzy troche sie martwili, bo juz wtedy o slupsku huczalo w mediach. starcia tego dnia trwaly jakos do 3 w nocy. jak by tego bylo malo, zblizal sie wtorek, kolejny dzien walk. wtorek rano byl raczej dniem niewinnym, wstalem na kacu, kupilem gazete w ktorej huczalo on wiesci z zamieszek i udalem sie do szkoly. jako ze bylem jedynym kibolem w budzie, wszyscy zasypywali mnie pytaniami, od kumpli (kolezanki rowniez Cool ) z klasy po nauczycieli a na pewnych sugestiach dyrektorki konczac. w tamtych czasach moja wychowawczyni byla zona prezydenta miasta (zona jest do dzis tylko gosc juz nie sprawuje urzedu). opowiadala jak to jej facet zniknol na cala noc i z innymi wielkoglowymi zastanawiali sie w ratuszu jak rozwiklac caly problem, bo w miescie poszla fama ze kibole beda rozpierdalac centrum przez 13 dni, czyli tyle ile lat mial przemek. mowila jakie milicja proponowala srodki przymusu bezposredniego do uzycia, a to armatki, strzelby, jakis helikopter z ultra dzwiekami Shocked . na to wszystko nie zgadzal sie prezydent argumentujac to zbyt mlodym wiekiem rozrabiajacych Wink wprowadzono prohibicje a mlodziez ktora zrywala sie z lekcji miala miec przejebane. najbardziej obawiano sie przyjazdu zaprzyjaznionej ze slupskiem gdanskiej lechii, ktora wszystkim znana byla i jest ze skutecznych walk z milicja jeszcze za komuny. do wieczora w miescie byl spokuj i cisza, jak by nic sie nie wydazylo. sluzby sprzatajace ulice uporaly sie z syfem szybciutko. zniknely smietniki z centrum i wszystko co moglo by sie przydac chuliganom w walce z milicja. zblizal sie wieczor, ja na prozbe matki zostalem w domu. zadna strata, w radiu i tv wszystko mialem live. wtedy pierwszy raz zobaczylem jak mozna manipulowac informacjami. zaczelo sie znowu, syreny milicyjne bylo slychac w calym miescie, jak na filmach z gangsterskich dzielnic los angeles. milicja juz nie miala zadnego radiowozu na chodzie, uzyli starych peerelowskich nysek, ktore rowniez byly niszczone. tego dnia odebralem mnostwo telefonow od kiboli z kraju, z pytaniami co tam u was sie dzieje. ja nie moglem wysiedziec w domu, musialem wyskoczyc choc na dzielnice nie dalej, bo nie chcialem zawiesc matki. w nocy stalem z kolesiem u siebie na rewirze, przez nasza ulice od centrum do spitala szlo wielu rannych. dopiero wtedy mozna bylo zauwazyc ze w miescie toczy sie prawdziwa wojna. walki toczyly sie znow do poznych godzin nocnych. bylo mnostwo aresztowanych, rannych po jednej jak i drugiej stronie, zniszczenia mienia milicyjnego byly ogromne, mienia prywatnego prawie zerowe. nadciagala sroda. po dwoch dniach walk ten dzien byl naprawde spokojny, doszlo tylko do kilku starc na osiedlu niepodleglosci. pojawila sie informacja o pogrzebie nastepnego dnia. pamietam jak dyrektorka chodzila po szkole i wszystkim mowila ze maja byc w czwartek od rana w budzie, bo beda mieli przejebane, a uczniow ogolniaka latwo przestraszyc. jak juz wspomnialem sroda byla dosc spokojna. poniedzialek i wtorek to konkretne bitwy w ktorych walczylo co noc po ok 300 osob (bardziej na zasadzie rotacji, w sumie to w huj wiecej) w tym jakies 200 slupskich kiboli, wkurwiona zyciem uliczna mlodziez i kto tylko znalazl sie w tamtym miejscu, kibolom pomagali min tzw chlopcy z miasta ktorzy samochodami dowozili koktajle molotowa. w srode wszyscy szykowali sie do pogrzebu nastepnego dnia. w czwartek od rana dalo sie wyczuc ze na miescie stanie sie naprawde cos wielkiego, wszyscy gadali tylko o jednym, przyjedzie lechia i inni i rozpierdola wszystko co nie zostalo zdemolowane do tej pory. tak wiec do slupska ze wszystkich stron nadciagali kibole, nie wazne ze ktos tam nienawidzil kogos. wszyscy byli tego dnia antymilicyjni. ja z ranca uderzylem do budy na pierwsze lekcje. dlugo tam nie siedzialem. do klasy zastukala dyrektorka i poprosila mnie na zewnacz. "beda szykany" mysle sobie, babka co prawda toleruje wszystko, ale pewnie nie widzi jej sie to ze uczen zerwie sie na pogrzeb. co innego jednak bylo na rzeczy. dyrektorka prosila "zebym zabral ze szkoly tych wariatow" Shocked . okazalo sie ze bude nawiedzilo kilku znajomych lechistow ktorzy dosc glosno poszukiwali mojej osoby Razz . przyjechali pociagiem z samego rana. ruszylismy w miasto, glownie pod dworzec, non stop spotykajac kogos znajomego. z kazdego pociagu wysiadali kibole, mimo prohibicji napoj optyczny pili chyba wszyscy. ceremonia pogrzebowa odbyla sie w kosciele na moim rewirze. kiedys z kolesiem tak sobie filmilismy ze fajnie by bylo jak by przez armii krajowej przeszedl marsz kilku tysiecy osob, tyle ze nie wiernych przy okazji procesji, a wlasnie kiboli. no i w sumie wykrakalismy. pod kosciolem pojawil sie niezly tlum oceniany na 3 tysiace, w tym ogromna ilosc kiboli. najwieksze wrazenie zrobili na mnie kibole gksu jastrzebie, taki kawal drogi przebyli, od tamtej pory mam do nich ogromny szacunek. w pamieci utkwili mi tez mafiozi z legii. zajechali czarna szescseta, w plaszczach itd. konkretna pokazowa. sam pogrzeb byl potezny, nie slyszalem o wiekszym w naszym miescie. trumne niesli kibole kilku klubow, na niej flaga czarnych. do grobu wrzucono kilkadziesiat szalikow, a podczas opuszczania trumny wszyscy podniesli swoje szale w gore. milicjanty wiedzialy co sie swieci tego dnia, jak slupscy kibole im dojebali w dwa dni to co bedzie sie dzialo jak przyjedzie pol polski? postanowiono ze nie beda sie zbytnio wychylac. tak sa, ale niby ich nie ma. podczas takich wydarzen latwo o plotki wiec i tych troche puszczono, min ze jakis pies w szkolce nie wytrzymal cisnienia i sam sie odjebal, chyba w prasie to puscili nawet. wszyscy sie cieszyli ja nie, gowno prawda mowilem. skurwiele ze szkolki jezdzili za debnice kaszubska na pas startowy sobie potrenowac strzelanie gazem, szpalery itp, robili to z usmiechem na ustach. wiem to na bank. caly tlum ruszyl w miasto w poszukiwaniu psiarni. znalezli troche (glownie lechia) w okolicach sienkiewicza Very Happy ja z kolesiem wylondowalismy na dworcu gdzie spotkalismy min petrochemie. z tamtad we trzech (my i lechista S. z troche obolala noga) ogladalismy jak caly tlum przelewa sie przez wojska polskiego. w dzien pogrzebu doszlo do kilku malych starc, ale w porownaniu z poniedzialkiem i wtorkiem to byl pikus. mysle ze bylo to poprostu niemozliwe, za duza masa ludzi, bylo poprostu za ciasno. kolendowalem tego dnia do poznego wieczora, ziomkow z gdnaska trzeba bylo wprowadzac na dworzec od tylu bo front byl juz opanowany przez milicje sprowadzona min ze szczecina i gdanska. jaki paradoks, kiedys jebancy ze szkolki jezdzili bic demonstrantow w gdansku a teraz nie mogli sobie poradzic i musieli prosic o pomoc.po tych wydazeniach zycie w miescie uleglo zmianie, kazdy slupszczanin ktory wyjezdzal w polske czy to na wakacje czy cokolwiek byl utozsamiany z zamieszkami. milicjanci zpokornieli. pamietam sytuacje jakos miesiac moze dwa pozniej. pod nocnym ABC spotkala sie grupka kilkunastu kiboli gryfa popijajac sobie modne wtedy winka. podjechala milicja jeszcze poobijana suka i: dobry wieczor, panowie itd. pelna kultura. szkoda tylko ze skuwysyny dzis obrosli w piorka. ciekawe kiedy znowu dostana bicie na slupskiej ulicy. pamietam mnostwo wywiadow udzielanych przez kibicow i jeden ktory utkwil mi do dzis w pamieci, bosmana z legii dla poliyki chyba. mowil ze przez 4 dni w slupsku walczyly polonczone sily legii, lechii, arki, wisly... no wiecie. troche z tym przegiol, bo legie to ja widzialem tyle co na samiuskim pogrzebie. slupskie wydazenia wywolaly w polsce poruszenie, a dzis do ludzi sie strzela gumowa amunicja. nikt juz nie pamieta tamtych wydazen, tylko mala grupka ludzi co roku sklada hold w miejscu tragedii. powiem wam cos ciekawego na koniec, jak macie szpaler milicjantow to wystarczy pierdolnac dobrze jednego, tzn przerwac ten lancuch. wtedy oni juz wiedza ze sa w ciezkiej sytuacji i jest to najlepszy moment na zaatakowanie scierwa.

ps: opisalem co pamietam, bankowo o czyms zapomnialem, sa to moje subiektywne wspomnienia i nie kazdemu musi sie podobac co przeczytal.

ps2: dariusza wozniaka i jego metody poznalem na wlasnej skurze. mam nadzieje ze beknie ale tak naprawde za zlo ktore skurwiel wyzadzil innym ludziom

_________________
---- Kult Krwawej Religii Rks Radomsko ----


Góra
 Profil  
 
 Temat postu:
PostWysłany: Poniedziałek, 9 Sty 2006, 21:42 
Offline
******
******

Rejestracja: Środa, 13 Paź 2004, 18:35
Posty: 2746
Miejscowość: z Tysiąclecia
Cytuj:
Celowo napisałem "mieszkańcom Radomska" a nie kibicom RKS-u, ponieważ RKS takowych nie posiada. Jeśli ktoś określa siebie mianem "kibica RKS-u", to co najwyżej gimnazjalista, sikający w majtki na widok policjanta z pałką.


Sikającymi w majty osobami są ci wszyscy żydzewiacy w radomsku.
H.j im wszystkim w dupe.
Ostatnio słyszałem jak pod STSen rozmawiało dwóch facetów i mówili że jeszcze rok,dwa a w radomsku znowu bedzie tylko widzew.Niedoczekanie.

_________________
W POLSCE LICZY SIE TYLKO JEDNO MIASTO - RADOMSKO
W RADOMSKU LICZY SIE TYLKO JEDEN KLUB - RKS RADOMSKO

Image


Góra
 Profil  
 
 Temat postu:
PostWysłany: Poniedziałek, 9 Sty 2006, 22:09 
Offline
******
******

Rejestracja: Środa, 13 Paź 2004, 18:35
Posty: 2746
Miejscowość: z Tysiąclecia
Kętrzyńscy pseudokibice podczas meczu wyładowali agresję na policjantach. W ruch poszły kamienie i łańcuchy. Policjanci użyli broni na gumowe kule. Niedzielny mecz Granicy Ketrzyn z Olimpia Elbląg nie zapowiadał takiego biegu wydarzeń. Niektórzy kętrzynianie poszli na stadion tylko po to, by rozegrać wojnę z policjantami i przyjezdnymi gośćmi. - Policja była przygotowana na przyjęcie kibiców z Elbląga - mówi Grzegorz Redutko, z-ca komendanta KPP w Kętrzynie. - Mieliśmy sygnały, że na innych stadionach były podobne burdy kibiców. Sprowadzono posiłki z Oddziałów Prewencji z KW w Olsztynie. Przyjechały 4 radiowozy i 25 policjantów. Ketrzyńska komenda wysłała dodatkowo 21 funkcjonariuszy do zabezpieczenia terenu przy i wokół stadionu. Przed meczem przeprowadzono kontrolę autobusu kibiców z Elbląga. Wszyscy byli trzeźwi i nie znaleziono przy nich żadnych narzędzi. Akcja rozpoczęła się po pierwszej połowie, kiedy kibice próbowali wtargnąć na boisko. Policjanci użyli pałek i broni gładkolufowej. Oddano 4 strzały ostrzegawcze i 7 w kierunku kibiców. - Nie byliśmy w stanie opanować agresji. Dlatego padł rozkaz użycia broni. Po kilku minutach sytuacja została opanowana. Jeden z kibiców został ranny w głowę, udzielono mu pierwszej pomocy i mężczyzna został na stadionie - kontynuuje Grzegorz Redutko. Po meczu policja odprowadziła elblążan do autobusu, który był eskortowany przez 3 radiowozy. W Robawach mężczyźni próbowali zawrócić, jednak nie pozwolono im na to. - Kibice byli zawiedzeni, że nie doszło do rozróby, dlatego też zaatakowali policjantów i radiowozy kamieniami, płytami chodnikowymi i pałkami drewnianymi. Cała akcja rozegrała się na ul. Chopina. Pseudokibice wybili szyby w paru samochodach i uszkodzili radiowóz. Funkcjonariusze użyli ponownie pałek i broni gładkolufowej - informuje komendant. Podczas starcia oddano 40 strzałów, tłum został rozproszony. Zatrzymano 20 najbardziej krewkich kibiców. Część z nich była pod wpływem alkoholu. Wśród zatrzymanych było 2 nieletnich - uczeń Zespołu Szkół Budowlanych w Kętrzynie, oraz Gimnazjum w Karolewie. - Po przesłuchaniu nieletni zostali przekazani rodzicom. W stosunku do wszystkich policja na polecenie Prokuratury Rejonowej w Kętrzynie wszczęła postępowanie przygotowawcze za czynny udział w zbiegowisku i dopuszczenie się zamachów na policję. Grozi im kara do trzech lat pozbawienia wolności.












(...) A doliczonego czasu było sporo, a wszystko przez kibiców. Olsztyniacy - mimo wcześniejszych wybryków - zostali wpuszczeni na trybuny, ale początkowo nic nie zapowiadało późniejszych wydarzeń. Jednak później sędzia musiał przerywać spotkanie dwukrotnie - kibice obu drużyn wkraczali na boisko, a olsztyniacy wyrywali krzesełka i rzucali nimi w stronę ochroniarzy.

Sytuacja w miarę uspokoiła się dopiero po nadejściu policji. - Nie jestem od tego, by komentować czy oceniać zachowanie kibiców - powiedział,,Gazecie" Jacek Gabrusewicz. - Zastanawiam się tylko nad tym, czy nasi kibice jeżdżą na mecze po to, by nas dopingować, czy po to, by walczyć z kibicami innych drużyn? Kibice co rusz wkraczali na boisko, sędzia za każdym musiał przerywać spotkanie. Później stracone minuty doliczył, a gdyby nie to, moglibyśmy spokojnie utrzymać do końca prowadzenie. Komplet punktów znacząco poprawiłby naszą sytuację w tabeli. A tak mamy tylko jeden punkt i sytuacja staje się coraz bardziej nieciekawa, mimo że wciąż znajdujemy się na miejscu jedenastym.



Gazeta Olsztyńska

W Łomży do przerwy grano w piłkę, a początku drugiej połowy futbol zszedł na dalszy plan. Na mecz dotarły dwa autokary z fanami OKS, którzy najwyraźniej postanowili się "zabawić". Rzucali na murawę race i świece dymne, wbiegali na boisko, toczyli bitwy z ochroniarzami i policją, palili i rzucali na boisko krzesełka - sędzia był zmuszony cztery razy przerywać mecz, w efekcie przedłużył spotkanie o 15 minut. Ekipa OKS wyjechała z Łomży dopiero o godz. 21; wcześniej przez półtorej godziny miejscowa policja przesłuchiwała masażystę OKS Adama Kopańca, którego podejrzewano, że przekazał materiały pirotechniczne kibicom.

- W końcu przyznał się do tego. W ŁKS mają też oświadczenie podpisane przez świadków, którzy widzieli, jak przekazywał kibicom jakieś paczki - mówi dyrektor OKS Zbigniew Miklas. - Musiało tak być, bo policjanci twierdzą, że dokładnie przeszukali wchodzących na stadion kibiców i są pewni, że nie mogli wnieść tych materiałów. Masażysta zostanie zwolniony z pracy, a my będziemy czekać na decyzje Mazowieckiego Związku Piłki Nożnej i musimy się liczyć z surowymi karami - dodał Miklas.




Jeśli chodzi o emocje piłkarskie, to trzeba zaznaczyć, że drużyna Wiktora Karmana grała całkiem dobrze i do przerwy mogła prowadzić wyżej, ale Marek Kryński trafił w słupek (inna sprawa, że gospodarze też mieli sytuacje, w których dobrze spisywał się Piotr Skiba). W drugiej połowie olsztynianie uderzali z dystansu, ale piłka przelatywała obok bramki, gospodarze natomiast (konkretnie Łukasz Tyczkowski) trafili w słupek. Kiedy wydawało się, że mecz skończy się wygraną OKS, w ostatniej minucie doliczonego czasu gry ŁKS po rzucie wolnym strzelił wyrównującego gola.



4lomza.pl

Prawdziwą demolką, starciami kibiców z ochroniarzami i policją zakończył się sobotni mecz pomiędzy ŁKS-em Łomża a OKS-em Olsztyn. Starcia sprowokowali kibice z Olsztyna, których wpuszczono na trybuny w przerwie meczu. Po kilkudziesięciu minutach podpalili fotele, a chwilę później wyrywali krzesełka i rzucali nimi w ochroniarzy... Zarówno organizatorzy jak i policja spodziewali się, że podczas tego spotkania może dojść do wybryków, ale ich skala przeszła najśmielsze oczekiwania. Mecz uznano za „spotkanie o podwyższonym ryzyku”, a to oznaczało konieczność wzmocnienia sił wewnętrznych klubu jak i ściągnięcia policyjnych posiłków.
Przez pierwszą polowe spotkania nic nie wskazywał, że może cokolwiek groźnego się stać. W przerwie meczu pod stadion podjechały jednak dwa autobusy z kibicami z Olsztyna. Początkowo kibice OKS-u spokojnie dopingowali swoją drużynę, ale z czasem sytuacja wymknęła się spod kontroli, gdy rozpalili świece dymne. Gdy gęsta chmura czarnego dymu spłynęła na boisko sędzia na kilka minut przerwa spotkanie... Wznowił je też na chwilę, bo jeden z kibiców OKS-u wbiegł na boisko i ruszył przez środek w kierunku trybuny kibiców ŁKS-u. Reakcja kilkudziesięciu z nich też była natychmiastowa – mimo prób zatrzymania przez ochroniarzy ruszyli w kierunku kibiców z Olsztyna. Do bijatyki na szczęście nie doszło bo na murawę boiska wkroczył oddział kilkudziesięciu uzbrojonych w tarcze, pałki i karabiny policjantów. Wejście policji ostudziło zwłaszcza zapędy kibiców „na wałach”. Z minuty na minutę coraz bardziej niebezpiecznie robiło się natomiast w sektorze w którym zgromadzeni byli kibice z Olsztyna. Tam zaczęły płonąć plastikowe siedzenia trybun, co rusz ich elementy były rzucane w kierunku ochroniarzy powstrzymujących kibiców przed wtargnięciem na boisko. W takich warunkach mecz dobiegł końca. Strzelenie wyrównującego gola przez Bałeckiego praktycznie w ostatniej minucie spotkania dodatkowo rozzłościło olsztyńskich kibiców. Demolowali trybuny, wyrywali fotele i rzucali nimi w ochroniarzy, policję... W tym samym momencie na murawę ponownie wbiegła grupa łomżyńskich kibiców wspartych przez kilkunastu sympatyków Olimpii Warszawa i ruszyła w kierunku trybun z kibicami OKS-u. Ponownie obie grupy rozdzielili policjanci. Przez kilkanaście minut usiłowali oni zaprowadzić spokój na stadionie, ale ze zmiennym szczęściem...
Po opuszczeniu stadionu przez kibiców widok był opłakany. Spowodowane starciami i wandalizmem straty to co najmniej kilkanaście tysięcy złotych. Zamieszki rozpoczęły się po tym, jak masażysta zespołu z Olsztyna podał kibicom swojego klubu torby z materiałami pirotechnicznymi. Został on zatrzymany przez policję, podobnie jak kilkunastu innych kibiców przyjeznych. Większość znajdowała się w stanie nietrzeźwym

_________________
W POLSCE LICZY SIE TYLKO JEDNO MIASTO - RADOMSKO
W RADOMSKU LICZY SIE TYLKO JEDEN KLUB - RKS RADOMSKO

Image


Góra
 Profil  
 
 Temat postu:
PostWysłany: Wtorek, 10 Sty 2006, 12:04 
Offline
****
****

Rejestracja: Piątek, 28 Lis 2003, 15:50
Posty: 561
Miejscowość: z drogi
Cytuj:
Zaciekle i z uporem staramy się wpajać mieszkańcom Radomska...kibice jakiego klubu panują w Radomsku


chyba im nie poszlo :-D
no chyba ze lansuja Nasza ekipe :D

_________________
ma drużyna - ma jedyna!
ImageImage


Góra
 Profil  
 
Wyświetl posty z poprzednich:  Sortuj według  
Napisz nowy temat Odpowiedz  [ 43 posty(ów) ]  Idź do strony Poprzednia  1, 2, 3, 4, 5  Następna

Wszystkie czasy w strefie UTC + 1 godzina


Kto jest na forum

Użytkownicy przeglądający to forum: Brak zarejestrowanych użytkowników oraz 3 gości


Nie możesz zakładać nowych tematów na tym forum
Nie możesz odpowiadać w tematach na tym forum
Nie możesz edytować swoich postów na tym forum
Nie możesz usuwać swoich postów na tym forum

Szukaj:
Skocz do:  
cron
Powered by phpBB® Forum Software © phpBB Group