RKS Radomsko

Forum kibiców
Obecny czas: Środa, 15 Maj 2024, 08:01

Wszystkie czasy w strefie UTC + 1 godzina




Napisz nowy temat Odpowiedz  [ 186 posty(ów) ]  Idź do strony Poprzednia  1 ... 13, 14, 15, 16, 17, 18, 19  Następna
Autor Wiadomość
 Temat postu:
PostWysłany: Środa, 11 Sty 2006, 19:01 
Offline
Master of Typer 2003
Awatar użytkownika

Rejestracja: Niedziela, 25 Sie 2002, 20:01
Posty: 240
Miejscowość: Radomsko
Już 9 punktów na koncie
RKS Fameg - Świt Nowy Dwór Mazowiecki 1:0 (1:0)
1:0 25 min Lewandowski
RKS Fameg: Borkowski - Kowalski, Prokop, Lewandowski - Jóźwiak (62 Dopierała), Leszczyński, Kalita (90 Dziuba), Mandrysz, Myśliński - Tomasiak (69 Gawroński), Kowalczyk.
Żółte kartki: Gawroński (RKS) i Włódarczyk, Bajera (Świt).
Sędziował - Marian Pyzałka z Wrocławia.
Widzów - 2,5 tys.

RKS Fameg odniósł trzecie kolejne zwycięstwo i obok Odry Opole jest zespołem, który nie stracił punktu. Zwycięstwo, chociaż planowane, nie przyszło radomszczanom łatwo, bo Świt od początku postawił na zmasowaną obronę, szukając okazji do zdobycia gola w grze z kontry. Jednak podopieczni grającego trenera Piotra Mandrysza muszą mieć świadomość, że zdecydowana większość zespołów przyjeżdżających do Radomska będzie stawiać na zmasowaną defensywę.
Gospodarze od pierwszej minuty atakowali bramkę Romanowskiego, ale przez długi czas nie mogli sforsować szczelnej obrony gości. Dopiero w 25. minucie akcję prawą stroną boiska przeprowadził szybki Bogdan Jóźwiak, który dograł piłkę do Radosława Kowalczyka, a ten przedłużył podanie w pole karne przeciwnika i Lewandowski plasowanym strzałem pokonał Romanowskiego. Jak się później okazało, była to jedyna bramka (na miarę trzech punktów) strzelona przez obrońcę RKS. Przed przerwą wynik próbowali podwyższyć Mandrysz, Tomasiak i Kowalczyk, ale ich strzały obronił Romanowski.
Po przerwie obraz gry nie uległ zmianie. Piłkarze gości umiejętnie rozbijali ataki RKS, ale wraz z upływem czasu słabł ich reżyser gry, były zawodnik ŁKS i RKS Janusz Kaczówka. Wynik meczu mógł rozstrzygnąć Sebastian Tomasiak, ale dwukrotnie w sytuacjach "sam na sam" z bramkarzem gości był nieskuteczny. Gospodarze dominowali na boisku niemal od początku do końca, ale w końcowych fragmentach gry - to Świt był bliski wyrównania, kiedy to wprowadzony na boisko Grzegorz Podeszwa dośrodkował, a Czekański z bliskiej odległości nie trafił w bramkę Borkowskiego. Wcześniej arbiter liniowy nie zasygnalizował wyraźnej pozycji spalonej dośrodkowującego Podeszwy. Ostatnie pięć minut spotkania - to szanowanie piłki na połowie przeciwnika przez RKS.
Zwycięstwo gospodarzy w pełni zasłużone, chociaż nie przyszło łatwo. Tak się gra, jak przeciwnik pozwala, a Świt w tym spotkaniu nie pozwolił na zbyt wiele. Przed meczem spekulowano, że goście nie będą stawiać zbytniego oporu, ponieważ w ubiegłym sezonie radomszczanie "pomogli" im utrzymać ligę. Okazało się, że te spekulacje nie znalazły potwierdzenia, a mecz był zacięty.
Jerzy Strzembosz Gazeta Radomszczańska 2000

Po meczu ze Świtem powiedzieli...

Jerzy Masztaler
trener Świtu:
- Ustawiliśmy się na grę w obronie i przez większą część meczu nam to nieźle wychodziło, przeciwnik się namęczył. Potem, gdy drużyna z Radomska trochę się zmęczyła, mieliśmy kilka sytuacji w końcówce meczu. Do prasy proponuję tytuł „Puchar fair-play dla piłkarzy z Radomska”. Jeden z moich zawodników leżał na boisku, czekaliśmy na wybicie piłki na aut, jednak RKS zrobił akcję, po której padła bramka, jak się okazało zwycięska. Trochę to bulwersuje. Jeśli chodzi o grę, to gospodarze mieli przewagę, ale nic z niej nie wynikało. Bramka zdobyta w taki sposób jaki wcześniej opisałem.

Piotr Mandrysz
trener RKS Fameg:
- Na początku chciałem się ustosunkować do sytuacji, po której padła bramka. W sytuacji kiedy zawodnik gości fauluje naszego piłkarza, „nadziewa się” na faul, to fair-play polega na tym, że najpierw przeciwnik powinien sobie piłkę wywalczyć, aby ją wybić, a my ją później im bardzo chętnie oddamy. Jeśli chodzi o samo spotkanie, to przebiegało ono wyraźnie pod nasze dyktando. Z reguły tak bywa, że przeciwnicy, którzy przyjeżdżają do Radomska, stosują wariant defensywny. Zespół Świtu robił to bardzo dobrze. Niemniej uważam, że jeśli Sebastian Tomasiak wykorzystałby dwie stuprocentowe sytuacje na początku drugiej połowy, to spotkanie zakończyłoby się wysokim wynikiem. Chciałem podziękować drużynie za konsekwencję w grze obronnej, bo tak z reguły jest, gdy się atakuje, to czasami naraża się na kontry. Zespół Świtu miał jedną w końcówce, ale Witold Czekański źle złożył się do strzału i sytuacji nie wykorzystał. Bardzo cieszymy się ze zwycięstwa, mamy 9 punktów, przed nami bardzo trudne spotkanie w Kietrzu z Włókniarzem. Zrobimy wszystko, aby przywieźć stamtąd jakieś punkty. Dziękuję kibicom za doping. Uważam, że dzisiaj byli z nami przez całe spotkanie. Mecz zakończył się tylko jednobramkowym zwycięstwem, ale w pełni zasłużonym.

Sławomir Surmacki
kibic RKS Fameg:
- Dzisiejszy mecz nie stał na zbyt wysokim poziomie. RKS Fameg rozegrał chyba najsłabsze spotkanie w tym sezonie, ale na szczęście wygrał. Przez cały mecz mieliśmy przewagę, ale nie potrafiliśmy jej udokumentować. Trzeba przyznać, że nasi piłkarze potrafili sobie stworzyć kilka stuprocentowych okazji, ale niestety celowniki mieli dzisiaj źle ustawione. Ponownie wyjątkowo słabo zagrał Tomasiak i według mnie, powinien być zmieniony zaraz po przerwie. Na szczęście nikt z naszych zawodników nie odniósł kontuzji, bo piłkarze Świtu grali dzisiaj bardzo ostro. Szkoda, że sędzia nie zawsze dostrzegał te faule i pokazał tu mało kartek. Wynik mógłby być wtedy zupełnie inny.

Notował
Dariusz Kempski

II LIGA

RKS Fameg Radomsko - Świt Nowy Dwór 1:0, KSZO Ostrowiec - Polonia Bytom 2:1, Górnik Polkowice - KS Myszków 2:1, Hetman Zamość - Stal Stalowa Wola 0:0, Górnik Łęczna - Zagłębie Sosnowiec 2:0, Polar Wrocław - Włókniarz Kietrz 2:1, GKS Bełchatów - Lechia Gdańsk 2:0, Tłoki Gorzyce - Odra Opole 0:1, Spotkanie ŁKS Łódź - Ceramika Opoczno zostało przełożone na 30 sierpnia.
1. Odra Opole 9 8-2
2. RKS Fameg 9 6-1
3. KSZO Ostrowiec 7 4-2
4. Górnik Polkowice 6 6-6
5. Górnik Łęczna 6 4-4
6. Hetman Zamość 4 7-4
7. Ceramika Opoczno* 4 2-1
8. Zagłębie Sosnowiec 4 2-1
9. Polar Wrocław 4 6-6
10. Dolcan Ząbki 4 4-5
11. Polonia Bytom* 3 3-2
12. GKS Bełchatów* 3 2-1
13. Włókniarz Kietrz 3 4-4
14. Stal Stalowa Wola 3 1-1
15. KS Myszków 2 4-5
16. Tłoki Gorzyce 2 1-2
17. Świt Nowy Dwór 1 5-7
18. ŁKS Łódź * 1 2-4
19. Lechia Gdańsk 1 1-7
20. Lech Poznań 0 2-7

Mogli wygrać i... przegrać
Włókniarz Kietrz - RKS Fameg 0:0
RKS Fameg: Borkowski - Kowalski, Prokop, Lewandowski - Leszczyński, Jóźwiak, kalita, Myśliński, Mandrysz (82 Dopierała) - Dziuba (62 Tomasiak), Kowalczyk.
Żółte kartki - Marcinkowski, Jasiński (Włókniarz).
Sędziował - Tomasz Siwiec z Radomia.
Widzów 1,5 tys.

Przed meczem trenerzy RKS Fameg Piotr Mandrysz i Andrzej Kretek nie ukrywali, że ich zespół zamierza z Kietrza przywieźć komplet punktów, ponieważ bardzo dobrze spisujący się w poprzednim sezonie zespół Włókniarza jest obecnie w słabszej dyspozycji. Trenerzy mieli rację, ale ich podopieczni zaprzepaścili wiele dogodnych, wręcz stuprocentowych okazji do zdobycia goli. Skuteczność była w tym meczu słabą stroną radomszczan, więc RKS Fameg stracił pierwsze punkty, chociaż przez większą część meczu przeważał i wypracował więcej klarownych sytuacji bramkowych. Mecz rozpoczął się od ataków kietrzan, a to za sprawą najaktywniejszych w ich zespole Pilcha i Jermakowskiego. W miarę upływu czasu gospodarze słabli, a ich ataki były łatwo rozbijane przez obrońców RKS. Pierwszy celny strzał na bramkę Borkowskiego oddał w 38. minucie obrońca Sala z około 30 metrów, ale bramkarz RKS sparował piłkę na rzut rożny. Goście w tej części gry byli jednak bardziej niebezpieczni, a dobrych pozycji bramkowych nie wykorzystali kolejno Kowalczyk, Jóźwiak i mandrysz. Na pięć minut przed przerwą Piotr Mandrysz, egzekwując rzut rożny z prawej strony boiska, trafił piłką w poprzeczkę.
Po zmianie stron na murawie zaczęli niepodzielnie panować goście, którzy grali dużo z pierwszej piłki. Gospodarze nie bardzo wiedzieli, o co chodzi, a miejscowi kibice zaczęli skandować: "zmiana trenera". Włókniarza trenuje nie kto inny jak Hubert Kostka, którego nie trzeba przedstawiać. Ten zasłużony w przeszłości reprezentant Polski nie bardzo sobie radzi w roli szkoleniowca. Będąc w Petrochemii Płock, poza zakazem palenia papierosów niczego więcej nie osiągnął.
W 57. minucie Prokop strzelał na bramkę Włókniarza z rzutu wolnego minimalnie niecelnie. W 68. minucie Tomasiak, który zmienił Dziubę, otrzymał dośrodkowanie z prawej strony od Bogdana Jóźwiaka i z bliska strzelił głową - niecelnie. Tę piłkę powinien Sebastian przepuścić Piotrowi Mandryszowi, który był lepiej ustawiony. W 72. minucie najlepszą bodaj okazję zmarnował Radosław Kowalczyk, który będąc sam na sam z bramkarzem Żmiją, strzelił prosto w jego nogi. Ten sam zawodnik jeszcze raz przegrał pojedynek "sam na sam" ze Żmiją. W końcówce rafał Dopierała mógł wpisać się na listę strzelców, ale jego strzał był zbyt anemiczny. Tuż przed końcowym gwizdkiem arbitra kontuzji doznał bramkarz Żmija, którego opatrywali masażysta i lekarz. Przerwa w meczu spowodowała, że arbiter przedłużył spotkanie o trzy minuty. Miejscowi wyraźnie odpoczęli od ataków RKS i po utracie piłki przez Lewandowskiego przy braku asekuracji w obronie przyjezdnych wyprowadzili groźną kontrę. Jasiński i Pilch ograli obrońców RKS, "położyli" na ziemię bramkarza Borkowskiego, ale zaskoczony tą sytuacją Jacek Rusznica strzelił obok słupka pustej bramki RKS.
Spotkanie toczone było w niesamowitym upale przy przewadze gości, którzy wypracowali więcej sytuacji strzeleckich, ale w związku z sytuacją w ostatniej minucie gry - cieszy remis.
Jerzy Strzembosz

_________________
Image


Góra
 Profil  
 
 Temat postu:
PostWysłany: Piątek, 13 Sty 2006, 17:24 
Offline
Master of Typer 2003
Awatar użytkownika

Rejestracja: Niedziela, 25 Sie 2002, 20:01
Posty: 240
Miejscowość: Radomsko
Wymęczone zwycięstwo
RKS Fameg - KS Myszków 3:2 (0:1)
0:1 30 min Tomasz Knap
1:1 55 min Bogdan Jóźwiak
2:1 63 min Mirosław Kalita
3:1 68 min Radosław Kowalczyk
3:2 90 min Tomasz Stachera
RKS FAmeg: Borkowski - Myśliński, Prokop, Lewandowski (78 Nowak) - Jóźwiak, Kalita, Mandrysz, Leszczyński, Dziuba (46 Dopierała) - Kowalczyk, Tomasiak (62 Gawroński).
Żółte kartki: Prokop (RKS), jarosz i Knap (Myszków).
Sędziował - Zdzisław Bakaluk z Olsztyna.
Widzów - 2,5 tys.

Drużyna z Myszkowa, prowadzona przez byłego szkoleniowca RKS Wiesława Pisarskiego, przyjechała do Radomska, żeby wywieźć stąd jeden punkt. Taktyka gości była czytelna: a w przodzie pozostawał tylko Tomasz Knap (piłkarz RKS wypożyczony do Myszkowa), który wystąpił w roli głównej, bo jako pierwszy w tym meczu wpisał się na listę strzelców w 30. minucie, po dokładnym podaniu Tomasza Stachery. Wynik meczu wskazuje, że było to zacięte spotkanie. Jednak od początku do końca meczu wyraźnie dominowali gospodarze. W pierwszej połowie goście tylko dwukrotnie zaatakowali bramkę Borkowskiego i raz (za sprawą właśnie Tomasza Knapa) - skutecznie. Natomiast gracze RKS długo nie mogli sforsować zmasowanej obrony gości. W tym okresie gry dogodnych okazji do zdobycia gola nie wykorzystali kolejno Lewandowski, Dziuba, Myśliński i Tomasiak. W 18. minucie Dziuba trafił w poprzeczkę, zaś w 34. fatalnie spudłował z najbliższej odległości. Indolencja napastników RKS sprawiła, że goście schodzili do szatni na przerwę z niespodziewanym prowadzeniem.
Po zmianie stron gospodarze przyśpieszyli, grali bardziej skrzydłami, zaczęli poważnie zagrażać bramce gości. Wreszcie w 55. minucie Jóźwiak z bliska strzelił wyrównującą bramkę po podaniu Myślińskiego. W 63. minucie bramkarz Grzanka złapał piłkę w ręce po podaniu jej przez swojego obrońcę i arbiter podyktował rzut wolny pośredni w polu karnym gości. Piłkę trącił Piotr Mandrysz, a Kalita silnym strzałem zdobył drugą bramkę. W 68. minucie było już 3:1. Z prawej strony boiska dośrodkował Leszczyński, a najmniejszy na boisku Kowalczyk głową skierował piłkę do siatki gości. Bliscy zdobycia goli dla RKS byli jeszcze Gawroński, Kalita i Leszczyński, ale skuteczność - to słaba strona RKS. Brak koncentracji spowodował stratę drugiej bramki w przedłużonym już czasie gry.
Cieszą niewątpliwie trzy punkty, styl gry - mniej. Trener Mandrysz powinien zmienić taktykę wiedząc, że niemal wszystkie zespoły goszczące w Radomsku stosują wybitnie wariant defensywny. Nieporozumieniem jest również wystawienie od początku do gry będącego w słabej formie Sebastiana Tomasiaka. Ławkę rezerwowych "grzeje" między innymi Rafał Dopierała, którego wejście na boisko po przerwie odmieniło obraz gry RKS. Chcąc walczyć o wysokie cele, grający trener Piotr Mandrysz musi popracować z zespołem nad skutecznością i taktyką.
Następny mecz RKS rozegra w sobotę 2 września w Bytomiu z Polonią. Wcześniej, w środę 30 sierpnia spotkał się w Pucharze Ligi z Odrą Wodzisław o godz. 16.30 o Puchar Ligi.

Jerzy Strzembosz



Po meczu z KS Myszków powiedzieli...

Wiesław Pisarski trener KS Myszków:
- Na pewno w dzisiejszym spotkaniu faworytem nie był mój zespół. Niestety, po tym meczu punktów nam nie przybyło. Po 3 kontuzjach miałem dzisiaj tylko dwóch zawodników na ławce rezerwowych. To cały obraz mojego zespołu. RKS - to drużyna poukładana, grająca o pierwszy awans do I ligi.
Piotr Mandrysz trener RKS Fameg:
- Nie ukrywam, że spodziewałem się tak trudnego spotkania. Wiadomo, że jeśli zespół przeciwnika źle wystartuje, to w każdym spotkaniu musi szukać punktów. Tak było też dzisiaj. Chcieliśmy zdobyć możliwie najszybciej gola, aby uniknąć nerwowości w grze. Niestety, zespół Myszkowa wyprowadził dwie kontry. Pierwsza z nich była już ostrzeżeniem, lecz defensywa nie wyciągnęła z tego wniosków i druga już zakończyła się bramką. Musieliśmy wówczas gonić wynik. Zryw zespołu po przerwie i wiele ładnych, składnych akcji w końcu przyniosło prowadzenie w postaci 3 bramek. Po niepotrzebnej stracie piłki w środku pola poszła kontra i skończyło się wynikiem 3:2, który w ogóle nie odzwierciedla tego, co działo się na boisku. Niemniej cieszą mnie 3 punkty, bo to cieszy, gdy zespół po 5 kolejkach ma 13 punktów na swoim koncie i pozycji wicelidera nikt nam nie jest w stanie odebrać. Mam nadzieję, że uda nam się poprawić skuteczność, gdyż w dalszym ciągu jest ona naszym mankamentem numer jeden.
Marian Plucińskikibic RKS Fameg:
- Do dzisiejszego spotkania nasi piłkarze podeszli chyba zbyt słabo skoncentrowani albo po prostu zlekceważyli słabego przeciwnika. Praktycznie przez cały mecz mieliśmy zdecydowaną przewagę, ale raz po raz marnowaliśmy dobre sytuacje. Najsłabszy był chyba Tomasiak, który wręcz przeszkadzał w grze innym zawodnikom. Na szczęście po zmianie stron trener najpierw zmienił Dziubę i wreszcie Tomasiaka, który chyba winien rozpoczynać mecze na ławce rezerwowych. Trzeba przyznać, że zmiennicy, czyli Gawroński i Dopierała, też nie mieli większego szczęścia, a po stracie piłki przez tego drugiego - Myszków już w doliczonym czasie zdobył kontaktowego gola. Na szczęście do końca zostało już niewiele czasu i zdobyliśmy 3 punkty. Jeśli nie poprawimy fatalnej skuteczności, to nie mamy co marzyć o I lidze czy też o wyeliminowaniu Odry Wodzisław z Pucharu Ligi.

Notował Dariusz Kempski


Rozmowa z piłkarzem RKS Fameg - Rafałem Dopierałą

Kibice nas nie zawodzą

Przygodę z futbolem zaczynał Pan w Widzewie Łódź. Który z Pańskich kolegów z tamtych lat przebił się do pierwszego składu?
- Było to w 1982 roku. Z tej grupy chłopców, którzy razem ze mną lub rok po mnie zaczynali, wybiło się wielu zawodników. Obecnie w Widzewie gra tylko Sławek Gula, ale kiedyś występowali tam m.in. Radek Kowalczyk, Marcin Boguś. ja też kilkakrotnie siedziałem na ławce rezerwowych, niestety, nie udało mi się zadebiutować. Inni występowali w samym Widzewie, a teraz grają w klubach I czy II ligi. Kilku zawodników się zmarnowało, tak jak np. Robert Augustowski, który swego czasu grał w ekstraklasie, ale pechowo złapał poważną kontuzję i był zmuszony zakończyć karierę.
Kto był pierwszym Pańskim trenerem?
- Wówczas te młodsze grupy wiekowe w Widzewie prowadzili Jacek Syska i Andrzej Drabik.
A jak potoczyła się Pańska kariera?
- W 1993 roku zostałem wypożyczony na rundę wiosenną do Bauty Zgierz. Klub ten bronił się przed spadkiem do III ligi i, niestety, nie zdołał się utrzymać. Następnie na rok przeszedłem do Włókniarza Pabianice. Klub borykał się wówczas z wielkimi problemami finansowymi i, mimo że zespół był naprawdę niezły, to też się nie utrzymał w II lidze. Nie było po prostu sponsorów i pieniędzy. Do Okocimskiego Brzesko zabrakło nam dosłownie jednego punktu. Drużyna spadła, a ja za namową prezesa Tadeusza Dąbrowskiego trafiłem wtedy do Radomska, do III ligi. W międzyczasie zostałem definitywnie wykupiony i w 1996 roku na jedną rundę byłem wypożyczony do II-ligowego Krisbutu Myszków, a w latach 1997/98 na półtora roku - do Ceramiki Opoczno.
Będąc już w naszym mieście, został Pan wybrany najlepszym sportowcem Radomska i 10. zawodnikiem województwa piotrkowskiego...
- tak. Było to po bardzo udanej rundzie jesiennej, kiedy przyszedłem do Radomska i wywalczyliśmy awans do II ligi. Jesienią udało mi się strzelić około 17 bramek, a cały zespół zdobył ich 40. Sezon zakończyłem z 33 trafieniami (RKS TED zdobył wówczas 98 goli - przyp. red.). Był to dla mnie niezwykle udany okres, a przede wszystkim miałem wielką satysfakcję z wyróżnienia. To wielki zaszczyt być najpopularniejszym sportowcem Radomska, a także znaleźć się w dziesiątce najpopularniejszych sportowców województwa piotrkowskiego obok olimpijczyków czy też medalistów mistrzostw świata albo Europy.
Ile meczów rozegrał Pan w II lidze?
- Nie prowadzę ścisłej statystyki. Rozegrałem około 200 spotkań, w których zdobyłem około 70 bramek.
Trenowało Pana wielu fachowców. Którego z nich ceni Pan najwyżej?
- Bardzo dużo pomogli mi panowie Mirosław Westwal i Andrzej Drabik - trenerzy, którzy swego czasu prowadzili młodsze grupy wiekowe w Widzewie. Chciałem wtedy nawet rezygnować z gry w piłkę, a oni przekonywali mnie, że jeszcze mogę coś w futbolu osiągnąć. Dzięki nim nadal gram w piłkę i jestem im za to wdzięczny. Poza tym każdy trener, już w seniorskiej piłce, który bardzo dobrze zna się na swoim fachu, jest w pewnym sensie autorytetem. Od każdego można się czegoś nauczyć.
Kilka lat temu doznał Pan dość nieprzyjemnego urazu?
- Tak. Podczas II-ligowego meczu w Nowym Dworze Maz. ze Świtem w październiku 1995 roku zostałem potężnie kopnięty w twarz. Przypadkowe, ale bardzo silne uderzenie spowodowało połamanie kilku kości oczodołu, kości jarzmowej. Prawie 4 godziny byłem operowany. Dzięki wspaniałemu chirurgowi z Łodzi oraz opiece prezesa Dąbrowskiego i klubu przeszedłem ten okres niemal bezboleśnie. Początkowo nie wyglądało to najlepiej, ale bardzo szybko stanąłem na nogi. Wszystko udało się ładnie poskładać. Całe szczęście, że wtedy nie straciłem wzroku. Nie miałem również żadnych kłopotów z głową, obyło się bez krwiaka.
A kto tak ostro Pana zaatakował?
- Znany z I-ligowych boisk Zygarek, który kiedyś grał w Stali Stalowa Wola i ŁKS-ie, a wtedy w Nowym Dworze stał na ostatnim stoperze. Najbardziej bolało mnie to, że nigdy nie usłyszałem od niego słowa "przepraszam". Nie interesowało go to, co się ze mną dzieje. Po prostu przeszedł obok sprawy. uważam, że zachował się bardzo nieelegancko.
W ubiegłym sezonie awansowaliście do półfinału Pucharu Polski i mieliście dużą szansę na awans do finału. Niestety, przy wyniku 2:0 dla RKS Fameg zmarnował Pan stuprocentową okazję. Dlaczego tak się stało?
- ta sytuacja czasami śni mi się po nocach i nieraz o niej myślę. Okazja ta będzie siedzieć we mnie głęboko, ale tego dwumeczu z Amicą absolutnie się nie wstydzę. Uważam, że zagraliśmy bardzo dobrze. Żałuję, że nie udało mi się wtedy strzelić tej bramki, bo rzeczywiście mógłby to być kluczowy moment. Gdyby piłka wówczas wpadła do siatki, byłoby 3:0 i myślę, że Amica już by się nie podniosła, a tak - zwietrzyła jeszcze szansę, nam zabrakło trochę szczęścia i przegraliśmy 5:3. Nie chodzi tylko o tę sytuację, bo takowych w meczu jest wiele i nie wszystkie udaje się wykorzystać. Ale przecież mieliśmy tutaj szanse do odrobienia strat. Mieliśmy rzut karny i gdyby udało się go strzelić, to losy dwumeczu byłyby jeszcze otwarte. Pokazaliśmy jednak, że jesteśmy równorzędnym partnerem dla Amiki, ale po prostu zabrakło nam trochę ogrania i szczęścia.
W ubiegłym sezonie tylko Artur Kowalski przebywał częściej od Pana na boisku. Dlaczego obecnie jest Pan tylko zmiennikiem?
- To pytanie powinno być skierowane do grającego trenera Piotra Mandrysza, bo tylko on decyduje o składzie. Wiadomo, że wszyscy chcielibyśmy, aby do Radomska zawitała I liga. To jest cel nadrzędny. Trener odpowiada za wyniki i ja muszę podporządkowywać się jego decyzjom, tym bardziej że drużyna wygrywa i gra naprawdę ładny futbol. A to, że do radomska przyszło kilku zawodników z I-ligową przeszłością, zawodników doświadczonych i ogranych, to po prostu służy tylko podniesieniu poziomu drużyny. Jeżeli będziemy dalej wygrywać, to może i z przykrością, ale będę musiał siedzieć na ławce rezerwowych. Jest mi trochę przykro, że po tylu latach grania w Radomsku przyszedł ten moment siedzenia na ławce. Ale nie można się załamywać. Piłka jest jeszcze w grze i wszystko jest możliwe. Tak samo jest z zawodnikami. Wiadomo, że wszyscy w tej kadrze przy tylu meczach są potrzebni. Jeżeli wystąpię w mniejszym wymiarze czasu od innych i uda nam się wywalczyć awans do I ligi, to wiadomo, że zwycięzców się nie sądzi, a ja będę się cieszył z awansu tak samo jak ci, którzy grali ode mnie częściej.
Powiedział Pan, że będziecie walczyć o ekstraklasę. To znaczy, że "odpuścicie" Puchar Ligi?
- Tak po cichu liczymy, że jesteśmy w stanie wywalczyć awans. Przemawiają za tym ubiegłoroczne dobre występy w Pucharze Polski, tegoroczne występy w Pucharze Ligi i to, że potencjał kadrowy w tym sezonie mamy większy niż w ubiegłym. Byłoby więc grzechem nie myśleć po cichu o wywalczeniu awansu do I ligi. Tym bardziej, że oczekiwania w Radomsku są duże. Jeśli chodzi o Puchar Ligi, to nie odpuścimy tych rozgrywek. Jest to przecież promocja Radomska i naszej drużyny. Tak samo jak w tamtym sezonie walczyliśmy o Puchar Polski i pokazaliśmy, że w Radomsku potrafią grać w piłkę, tak teraz w Pucharze Ligi potwierdziliśmy to, eliminując I-ligowca - Ruch Radzionków. Myślę, że z Odrą Wodzisław będziemy się starali podtrzymać dobre imię drużyny.
Ile lat zamierza Pan jeszcze grać w piłkę nożną i czym zajmie się Pan po zakończeniu kariery?
- Zamierzam grać, dopóki będę miał zdrowie i będzie mi to sprawiało satysfakcję. Chciałbym grać jak najdłużej. Moja dewiza jest taka, żeby kopać piłkę, dopóki ten sport sprawia radość, jest satysfakcją i człowiek czuje się potrzebny. Natomiast jeżeli jest inaczej, to nie ma się wtedy co męczyć i męczyć innych. Już po zakończeniu kariery zawodniczej, chciałbym bardzo pozostać przy piłce, ale nie wiem, czy będzie to możliwe. Do tej pory żadnych uprawnień trenerskich nie uzyskałem. W pewnym okresie próbowałem ukończyć studia na Politechnice Łódzkiej, a więc zupełnie niezwiązane z futbolem (czasu na to, żeby zrobić jakieś papiery trenerskie, w tej chwili już nie mam). Tak więc nie wiem, czy pozostanę przy piłce nożnej.
Osiądzie Pan na stałe w Radomsku czy też powróci do Łodzi?
- Pochodzę z Łodzi. Mieszkam w Radomsku od kilku lat i czuję się tutaj bardzo dobrze, ale trudno mi w tej chwili na takie pytanie odpowiedzieć. Nie wiadomo, jak w życiu się ułoży i jak los człowieka rzuci.
Występuje Pan w naszym mieście już od kilku lat. Co mógłby Pan powiedzieć o radomszczańskiej publiczności?
- Mogę mówić w samych superlatywach. Kibice nas nie zawodzą. Życzyć by należało każdemu zawodnikowi, który uprawia piłkę na poziomie przynajmniej tej II ligi, czy nawet I, żeby miał taką publiczność jak tutaj w Radomsku. Na wielu stadionach, również I-ligowych, już grałem i widziałem, że rzeczywiście tamta publiczność jest nie taka, jakiej zawodnicy by sobie życzyli. Natomiast w Radomsku jest wspaniała atmosfera, ludzie żyją piłką i to motywuje nas do jak najlepszej gry. Jeżeli dojdą starania i prezesa, i działaczy, to myślę, że tych wspaniałych kibiców w Radomsku możemy usatysfakcjonować grą w I lidze.[/b]

Rozmawiał Dariusz Kempski


Wypadli z Pucharu
Szczakowianka Jaworzno - RKS Fameg 2:1 (2:1)
W ubiegłą środę piłkarze RKS Fameg zadebiutowali w tegorocznej edycji Pucharu Polski meczem w Jaworznie z beniaminkiem trzeciej ligi - Szczakowianka. Goście wystąpili w nieco rezerwowym zestawieniu, bowiem trener Man-drysz dał szansę gry zawodnikom, którzy z reguły siedzą na ławce rezerwowych. Dublerzy nie sprostali zadaniu, rozpoczęli nonszalancko i po niespełna dwudziestu minutach gry przegrywali dwoma
bramkami, które zdobyli Sermak oraz Horawa z rzutu karnego - byli gracze RKS Fameg. Jeszcze przed przerwą kontaktową bramkę zdobył Leszczyński, ale to wszystko, na co było stać w tym spotkaniu ekipę z Radomska, chociaż w drugiej połowie goście niemal nie schodzili z połowy przeciwnika. Wynik nie uległ jednak zmianie i do dalszych gier awansowała Szczakowianka. Zawodnikom RKS-u pozostały mecze w Pucharze Ligi i oczywiście, co najważniejsze, spotkania ligowe.
Jerzy Strzembosz

_________________
Image


Góra
 Profil  
 
 Temat postu:
PostWysłany: Niedziela, 15 Sty 2006, 21:52 
Offline
Master of Typer 2003
Awatar użytkownika

Rejestracja: Niedziela, 25 Sie 2002, 20:01
Posty: 240
Miejscowość: Radomsko
puchar Ligi
Popisowa gra trenera
Odra Wodzisław - RKS Fameg 1:2(0:1)
0:1 4 min. Dziuba
1:1 49 min. Chalbiński
1-2 68 min. Tomasiak
RKS Fameg: Borkowski - Lewandowski, Mandrysz, Nowak - Leszczyński, Kalita (90 Złotek), Myśliński (89 Gawroński), Jóźwiak, Dopierala - Dziuba (60 Tomasiak), Kowalczyk. żółte kartki: Nowak (RKS) i Chałbiński, Augustyniak (Odra). Sędziował: G. Kasperkiewicz z Poznania.
Widzów 1500.
Absencja z powodu choroby Artura Prokopa i Artura Kowalskiego spowodowała, że w pierwszym spotkaniu Pucharu Ligi w Wodzisławiu przeciwko Odrze w roli ostatniego stopera wystąpił grający trener RKS Piotr Mandrysz. Ze swojego zadania wywiązał się wręcz znakomicie, rozbijając ataki gospodarzy; doskonale kierował poczynaniami swoich podopiecznych i dokładnie dogrywał piłki kolegom. Przy słabszej postawie piłkarzy Odry na trybunach słychać było okrzyki: „Mandrysz do Odry".
Pierwsza bramka dla RKS padła już w 4. minucie. Z prawej strony w pole karne dośrodkował Kowalczyk i Dziuba z bliska skierował piłkę do siatki. W pierwszej połowie piłkarze RKS jeszcze dwukrotnie mogli podwyższyć wynik, ale strzał Dopierały w 9. minucie obronił Tomala, a wcześniej pomocnik RKS minimalnie przestrzelił. Borkowskiego próbował także zaskoczyć strzałem z dystansu najlepszy snajper gospodarzy Michał Chałbiński, którego strzał głową z bliska kapitalnie obronił Borkow-ski. Na cztery minuty przed przerwą Mandrysz prostopadłym podaniem uruchomił szybkiego Kowalczyka, który - spychany przez Jegora - nie zdołał oddać celnego strzału.
Po przerwie zaatakowała Odra. W 49. minucie na strzał z dystansu zdecydował się Gadomski, trafił jednak w poprzeczkę i piłka spadła wprost pod nogi Chałbińskiego, który silnym strzałem z bliska nie dał szansy obrony Borkowskiemu.
Wydawało się, że po uzyskaniu wyrównania piłkarze Odry złapią wł'a-ściwy rytm gry. Nic z tego, ponieważ goście grali dojrzały- i mądry futbol, a ich przewaga nie podleea-ła dyskusji. Decydującą o wyniku meczu akcję rozpoczął w środku pola Leszczyński - wyłuskał piłkę Liskowi, podał na prawą stronę do Tomasiaka, który mocnym strzałem z ostrego kąta pod poprzeczkę zdobył drugą bramkę i ustalił wynik meczu. Dwie minuty później Radosław Kowalczyk ograł obrońców Odry, położył na ziemię bramkarza, ale zbyt słabo strzelił i Jegor zdołał wybić piłkę z linii bramkowej pustej bramki. Tuż przed końcem meczu strzał Jóźwiaka końcami palców sparował na rzut rożny Tomala.
Zwycięstwo RKS wpełni zasłużone i nie pomniejsza go nawet fakt, że zespół Odry wystąpi! osłabiony brakiem bramkostrzelnego Rasiaka. W RKS nie grali przecież Prokop, Kowalczyk fzłotek. Po tym zwycięstwie przed meczem rewanżowym w Radomsku w środę, 6 września, bliższy awansu do następnej rundy jest RKS Fameg.
Jerzy Strzembosz

Zasłużony awans radomszczan
RKS Fameg - Odra Wodzisław 1:0 (0:0)
1:0 62. min Kowalczyk
RKS Fameg: Borkowski - Nowak, Kowalski, Lewandowski - Jóźwiak (67 Złotek), Leszczyński, Dopierała, Kalita, Myśliński - Kowalczyk (80 Tomasiak), Jelonkowski (76 Gawroński).
Żółte kartki: Tomasiak (RKS) i Adamczyk, Augustyniak, Chałbiński (Odra).
Sędziował Tomasz Mikulski z Lublina.
Widzów - 2,5 tys.

W 1/8 Pucharu Ligi RKS Fameg wyeliminował pierwszoligową Odrę Wodzisław. W pierwszym meczu w Wodzisławiu także tryumfował RKS i był to pierwszy dwumecz z pierwszoligowcem, z którym RKS wygrał oba spotkania. W ćwierćfinale Pucharu Ligi RKS spotka się z rewelacyjnie spisującym się beniaminkiem drugiej ligi Górnikiem Polkowice. Będzie to również dwumecz, a pierwsze spotkanie radomszczanie rozegrają u siebie.
Zespół Odry wystąpił w Radomsku już z Rasiakiem, ale były piłkarz GKS Bełchatów niczym się nie wyróżnił. RKS przeważał od początku do końca spotkania i mimo szumnych wypowiedzi członków ekipy Odry o łatwym zwycięstwie w Radomsku, goście praktycznie nie stworzyli żadnej groźnej sytuacji do strzelenia gola. RKS mógł zapewnić sobie zwycięstwo już w pierwszej połowie gry, ale dwukrotnie dogodnych sytuacji do zdobycia gola nie wykorzystał Janusz Jelonkowski, którego gra mogła się jednak podobać w przekroju całego meczu, ponieważ był zawodnikiem mocno absorbującym defensorów Odry.
Jedyna bramka meczu padła w 62. minucie, kiedy to Zdzisław Leszczyński prostopadłym podaniem dograł piłkę do wybiegającego na wolne pole Radosława Kowalczyka, a ten strzałem w długi róg pokonał Tomalę. Po utracie bramki goście zrezygnowali z walki i RKS mógł zdobyć kolejne gole, ale Krzysztof Złotek, Rafał Dopierała i Mirosław Kalita w dobrych sytuacjach bramkowych strzelali niecelnie.
Zwycięstwo RKS i awans do ćwierćfinału Pucharu Ligi - w pełni zasłużone. Dominacja radomszczan w obu spotkaniach nie podlegała dyskusji, a tłumaczenie porażki w Wodzisławiu słabszym składem Odry - nie znalazło potwierdzenia, ponieważ trener Wyrobek w Radomsku dysponował pełną, aktualną kadrą zespołu.
Po prostu Odra jest typowym pierwszoligowym średniakiem i w swoich szeregach posiada zbyt wiele słabych punktów, by sprostać solidnie prezentującemu się zespołowi RKS Fameg.
Jerzy Strzembosz

Po meczu z Odrą Wodzisław powiedzieli...

Jerzy Wyrobek trener Odry Wodzisław:
- Myślę, że piłkarze z Radomska nie powiedzieli jeszcze ostatniego słowa w Pucharze Ligi. Zwycięska drużyna grała prosto, skutecznie i dlatego należą się jej gratulacje.

Piotr Mandrysz trener RKS Fameg:
- Bardzo się cieszę, że korzystając z możliwości gry, czy to w zeszłym sezonie w Pucharze Polski, czy teraz w Pucharze Ligi, możemy gościć takie znakomite osoby, jak m.in. trener Wyrobek. Uważam, że nie zawsze jest okazja grać z zespołami prowadzonymi przez tak znakomitych fachowców. Bardzo się cieszę, że udało nam się w tym dwumeczu przejść piłkarzy Odry Wodzisław, którzy są solidnym zespołem ligowym. Myślę, że w tym dwumeczu zaprezentowaliśmy się z dobrej, a nawet bardzo dobrej strony i pokonaliśmy wyżej notowanego przeciwnika, czego serdecznie pogratulowałem piłkarzom w szatni.

Dariusz Lewandowski piłkarz RKS Fameg:
- W dzisiejszym meczu wykonaliśmy założenia taktyczne w stu procentach. Należy się tylko cieszyć, że nie było jakichś zastrzeżeń ze strony drużyny przeciwnej, gdyż spotkanie wygraliśmy zasłużenie. W Wodzisławiu wygraliśmy 2:1, więc niestety Odra musiała narzucić swój styl gry, aby wywieźć z Radomska korzystny wynik i przejść do następnej rundy. Tak więc należy się cieszyć z wyniku i spokojnie podejść do spotkania ligowego z Ceramiką Opoczno.

Witold Szumowski kibic RKS Fameg:
- Odra zagrała dzisiaj przede wszystkim bardzo brutalnie i dość słabo, przez całe spotkanie praktycznie nie oddała ani jednego groźnego strzału w światło bramki. Aż dziw bierze, że zakończyła mecz w komplecie. Sędzia w stosunku do gości był dość pobłażliwy. Mogliśmy wygrać zdecydowanie wyżej. Janusz Jelonkowski. jeszcze widocznie nie jest w tak dobrej dyspozycji jak w rundzie wiosennej ubiegłego sezonu. W drugiej połowie mieliśmy już zdecydowaną przewagę i wreszcie Radek Kowalczyk udokumentował ją piękną bramką. Mogliśmy zdobyć jeszcze kilka goli, ale i tak nie można wybrzydzać. Jesteśmy przecież w ćwierćfinale Pucharu Ligi, w którym zmierzymy się z Górnikiem Polkowice, a więc mamy duże szanse na awans do półfinału.
Notował Dariusz Kempski
Gazeta Radomszczańska 2000

_________________
Image


Góra
 Profil  
 
 Temat postu:
PostWysłany: Czwartek, 19 Sty 2006, 13:43 
Offline
Master of Typer 2003
Awatar użytkownika

Rejestracja: Niedziela, 25 Sie 2002, 20:01
Posty: 240
Miejscowość: Radomsko
Ceramika pokonana
RKS Fameg - Ceramika Opoczno 2:0 (1:0)
1:0 45. min Mirosław Kalita
2:0 46. min Janusz Jelonkowski
RKS Fameg: Borkowski - Nowak, Kowalski, Lewandowski - Jóźwiak, Kalita (68 Złotek), Dopierała, Leszczyński, Myśliński (83 Gawroński) - Kowalczyk (61 Tomasiak), Jelonkowski.
Żółte kartki: Jałocha, Wyparło (Ceramika).
Sędziował Grzegorz Szymański z Kielc.
Widzów - ok. 3 tys.

Mecz stał na niezłym poziomie, a to głównie za sprawą podopiecznych trenera Piotra Mandrysza, którzy w przekroju całego spotkania stworzyli znacznie więcej klarownych sytuacji do zdobycia goli. Radomszczanie kontrolowali przebieg wydarzeń od początku do końca meczu. Szkoleniowiec RKS po raz drugi z rzędu kierował poczynaniami kolegów z ławki rezerwowych i, jak widać, ze znakomitym skutkiem. Ceramika przyjechała do radomska nie przegrać, jak powiedział na konferencji pomeczowej trener gości Zbigniew Mroziewski, i stąd taktyka gości była prosta i czytelna, ustawiona na grę z kontry. Radomszczanie wyciągnęli jednak prawidłowe wnioski z poprzednich spotkań, między innymi ze Świtem i KS Myszków, i znaleźli skuteczną receptę na zmasowaną obronę gości. Już w 15. minucie gry, po dośrodkowaniu Myślińskiego, strzał Dopierały sparował Wyparło, a po dobitce Kowalczyka Marcin Jałocha wybił piłkę z linii bramkowej. Licznie zebrana publiczność domagała się uznania przez arbitra gola, ale sędzia nakazał grać dalej. Tę sytuację można definitywnie rozstrzygnąć tylko przy pomocy kamery i uwierzmy asystentowi arbitra, że futbolówka nie przekroczyła całym obwodem linii bramkowej. Kilka minut później Janusz Jelonkowski omal nie zdobył gola, ale nie doszedł do dośrodkowania Kowalczyka. Tuż przed gwizdkiem sędziego na przerwę, na silny strzał z około 25 metrów zdecydował się Mirosław Kalita i przy nieco spóźnionej interwencji Wyparły zdobył gola, mówiąc językiem piłkarskim - do szatni. Stracona bramka wyraźnie zdeprymowała rywala, który rozpoczął drugą połowę meczu bez należytej koncentracji i pierwsza akcja RKS prawą stroną boiska zakończyła się dokładnym dośrodkowaniem w pole karne, gdzie do piłki najwyżej skoczył Janusz Jelonkowski i strzałem głową zdobył drugiego gola. W 63. minucie powinno być 3:0, ale Sebastian Tomasiak nie trafił do pustej bramki. Goście odsłonili się, czego konsekwencją mogły być dalsze bramki dla RKS, jednak dogodnych sytuacji nie wykorzystali Lewandowski i Gawroński. Poważnej kontuzji doznał Radosław Kowalczyk, a wstępna diagnoza mówi o naderwaniu wiązadła pobocznego. Najbliższe dni wykażą, czy Radek będzie zdolny do gry.
Zwycięstwo RKS zasłużone, w wszyscy zawodnicy w pełni zrealizowali założenia taktyczne trenera. Powoli zespół Ceramiki zaczyna nabierać kompleksu zespołu RKS, bowiem w ubiegłym sezonie opocznianie ulegli rywalowi zza miedzy dwukrotnie. Najbliższy mecz RKS rozegra 16 września o godz. 16.00 w Gdańsku z Lechią.

Jerzy Strzembosz

Po meczu z Ceramiką Opoczno powiedzieli...

Witold Mroziewski trener Ceramiki:
- Muszę powiedzieć, że przyjechaliśmy tutaj z zamiarem nieprzegrania tego spotkania. Do 45. minuty wszystko się układało po naszej myśli, mimo że gospodarze posiadali optyczną przewagę, to jednak tych klarownych sytuacji nie stworzyli. Przyszła ta feralna 45. minuta, która troszeczkę podłamała skrzydła moim piłkarzom. Za łatwo i w bardzo prosty sposób straciliśmy tę bramkę. W pierwszych minutach drugiej połowy zbyt długo piłka wisiała na trzecim, czwartym metrze. Bogusław Wyparło i Artur Kupiec powinni interweniować zdecydowanie szybciej przy stracie drugiego gola. Ciężko jest na wyjeździe odrobić dwubramkową stratę. Odkryliśmy się. Konsekwencją tego były kontry wyprowadzane przez zespół gospodarzy. Mogliśmy "dostać" jeszcze trzecią bramkę, ale z przebiegu całego spotkania uważam, że jest to zasłużone zwycięstwo RKS Fameg Radomsko. Bardzo się cieszę, że wygrana ta odbyła się po sportowej walce. Wszyscy sądzimy, że w dzisiejszym meczu tej walki nie zabrakło z jednej i z drugiej strony. Mimo podgrzewania atmosfery przed tym spotkaniem, piłkarze szanowali swoje kości i zdrowie. Przegraliśmy po sportowej walce. Byliśmy zespołem słabszym, może nie piłkarsko, tylko dlatego, że stworzyliśmy mniej sytuacji i nie zdobyliśmy gola.

Piotr Mandrysz trener RKS Fameg:
- Uczulałem swoich podopiecznych przed spotkaniem, że musimy grać spokojnie, na luzie, nie możemy być spięci, gdyż to nigdy nie pomaga w grze. Po trudnym środowym boju w Pucharze Ligi podstawowym celem było odbudowanie zespołu pod względem fizycznym i przystąpienie do gry. W drugiej części pierwszej połowy posiadaliśmy już dość znaczną przewagę. Bardzo sie cieszę, że Mirek Kalita strzelił piękną bramkę. W ubiegłym roku jego bramka wygrała konkurs na najbardziej efektownego gola. Ten gol, do szatni, ustawił nam grę. Mogliśmy pozwolić sobie na to, żeby troszeczkę się cofnąć. Tą bramką zmusiliśmy Ceramikę do odkrycia się. Wiadomo, że to sprzyja grze z karty. Bardzo ładna akcja w pierwszych fragmentach drugiej połowy, gdzie doskonałe dośrodkowanie w wykonaniu Bogdana Jóźwiaka zostało zamienione przez Janusza Jelonkowskiego na bramkę. Była to akcja filmowa, godna pierwszoligowych stadionów. Wynik 2:0 spowodował całkowite rozluźnienie w naszych szeregach. Mimo to można było pokusić się o zdobycie dalszych goli.
Image

Notował Dariusz Kempski

Wyniki II ligi

RKS Fameg - Ceramika 2:0; Bełchatów - Zagłębie 2:1; Świt - Polonia 1:1; KSZO - Stal 1:0; ŁKS - Lech 1:3; Górnik Ł. - Hetman 1:0; Polar - Lechia 1:1; Tłoki - Dolcan 3:1; Górnik P. - Odra 3:1; Włókniarz - Myszków 4:0.

Tabela
1. Odra Opole 18 14-5
2. Górnik Polkowice 18 13-8
3. RKS Fameg 16 11-4
4. Górnik Łęczna 12 10-9
5. GKS Bełchatów 11 7-3
6. Świt Nowy Dwór 11 14-11
7. Polar Wrocław 11 14-12
8. Ceramika Opoczno 11 9-7
9. KSZO Ostrowiec 11 6-6
10. Włókniarz Kietrz 10 11-8
11. Tłoki Gorzyce 10 6-4
12. Hetman Zamość 8 8-6
13. Polonia Bytom 8 5-7
14. Zagłębie Sosnowiec 8 4-6
15. Lechia Gdańsk 8 7-11
16. Stal St. Wola 7 4-7
17. Dolcan Ząbki 7 7-12
18. Lech Poznań 5 5-9
19. KS Myszków 2 8-17
20. ŁKS Ptak 1 5-16


Rozmowa z bramkarzem RKS Fameg - Tomaszem Borkowskim

Nie jesteśmy drużyną "kelnerów"

Kiedy rozpoczął Pan swoją karierę?
- Jestem wychowankiem Radomiaka Radom, tam zaczynałem grać w piłkę. Co dość dziwne, od początku stałem na bramce. Rozpocząłem karierę w 1987 roku. Moim pierwszym trenerem był Maciej Jaśkiewicz, który prowadził mnie w juniorach. Poprzez drugi zespół trafiłem do pierwszego składu. Tam, niestety, dość ciężko było zostać pierwszym bramkarzem, więc rozpocząłem wędrówkę po Polsce. Grałem w Bugu Wyszków, Hutniku Warszawa, Legii Warszawa, Polonii Warszawa i w końcu w Jezioraku Iława.
Zatrzymajmy się chwilę przy Legii Warszawa, która jest klubem niezbyt lubianym w tych stronach.
- Trenowałem z pierwszym zespołem, ale byłem trzecim bramkarzem. W klubie bronili wtedy Maciej Szczęsny i Grzegorz Szamotulski (swego czasu reprezentanci Polski), tak więc dość ciężko było się dostać do pierwszego składu. W Legii grałem w sezonie 1995/1996, a więc wtedy, kiedy ta drużyna awansowała do Ligi Mistrzów i zajęła drugie miejsce w grupie za Spartakiem Moskwa, a przed Rosenborgiem Trondheim i Blackurnem Rovers. Legia awansowała do ćwierćfinału. Tam, niestety, bezbramkowo zremisowała u siebie z Panathinaikosem Ateny, a na wyjeździe przegrała aż 0:3 i odpadła z dalszej rywalizacji. W Legii miałem okazję trenować z panem Lucjanem Brychczym, co bardzo miło wspominam. Brychczy jest człowiekiem, który jak na swoje lata (od red. - urodził się 13 czerwca 1934 r. w Rudzie Śl.) fenomenalnie gra jeszcze w piłkę. Brał nas, bramkarzy, na bok i potrafił zniechęcić do treningu, strzelając z każdej pozycji, mówiąc jeszcze, w który róg strzeli.
Później trafił Pan do innego warszawskiego klubu.
- Tak, do Polonii, która awansowała do I ligi. Jeszcze w drugiej lidze rozegrałem tam chyba 4 mecze i zdałem sobie sprawę, że mam małe szanse grania w tym klubie. Potem przytrafiła mi się dość poważna kontuzja. Miałem uszkodzenie łękotki w prawym kolanie. Początkowo lekarze nie chcieli tego operować, gdyż miało się to samo zrosnąć, w końcu jednak musieli operować. Przez to straciłem praktycznie pół roku. Była to w zasadzie moja jedyna poważna kontuzja. Wiedząc, że nie znajdę miejsca w bramce Polonii, szukałem nowego klubu i tak trafiłem do Jezioraka Iława. Byłem tam przez 3 lata. Od razu wywalczyłem sobie miejsce w bramce. Broniłem więc w II lidze.
A kiedy debiutował Pan w II lidze?
- Już w wieku 17 lat, gdy byłem piłkarzem Bugu Wyszków. Wygraliśmy wówczas w takich małych derbach z Jagiellonią Białystok 2:0. Wtedy Jagiellonia była jeszcze dość mocna. Grali tam m.in. Czykier i Szugzda.
Który z naszych działaczy wypatrzył Pana w Jezioraku?
- Do Radomska trafiłem w ostatniej chwili przed rozpoczęciem rundy wiosennej ubiegłego sezonu. Grając w Iławie, kilka razy miałem okazję grać z Radomskiem i z tego co sobie przypominam, nie przegrałem z tym klubem. Zdawałem sobie sprawę z tego, że mój czas w Iławie się skończył, ze względu m.in. na ogromne problemy finansowe Jezioraka. Sam zacząłem sobie szukać klubu. Tak trafiłem do RKS Fameg. Działacze zapewne pamiętali mnie z różnych meczów.
Ile meczów w II lidze ma Pan na swoim koncie?
- Rozegrałem około 140 spotkań w II lidze. Bramek puszczonych nie pamiętam, gdyż nie jest to zbyt przyjemne. Dlatego nie liczę.
Każdy bramkarz ma na swoim koncie kuriozalne bramki, Pan zapewne również. Która z nich była "najlepsza"?
- Było to w Iławie. Graliśmy wówczas z Hutnikiem Kraków, który walczył o I ligę i Paweł Kloc z Hutnika strzelił z rzutu wolnego, z około 20 metrów. Strzelił nad murem, ale piłka była prawie w moich rękach i wpadła mi pod pachą do bramki. Ten strzał dał Hutnikowi prowadzenie 1:0, a cały mecz przegraliśmy 3:2. Ta bramka szczególnie utkwiła mi w pamięci, ale to jest normalne. Bramkarz gra na takiej odpowiedzialnej pozycji, że to mu się pamięta. Nikt nie będzie pamiętał napastnikowi, że zmarnował 4 stuprocentowe okazje w meczu, a zespół przegrał 1:0 i to po błędzie golkipera.
Występował Pan w reprezentacji Polski juniorów?
- Tak, mam na swoim koncie około 30 spotkań w reprezentacjach juniorów U-16, U-17 i U-18. Było to, że tak powiem, w czasach warszawskich, a trenerem kadry był wówczas Mirosław Jabłoński, który obecnie prowadzi Zagłębie Lubin.
Czy RKS wykupił Pana definitywnie?
- Tak. Jestem w stu procentach zawodnikiem RKS Fameg, ale nie chciałbym zdradzać, do kiedy podpisałem kontrakt.
Barwy RKS Fameg reprezentowali już tak uznani bramkarze, jak choćby Jacek Bobrowicz, Konrad Paciorkowski czy Andrzej Kretek, który jeszcze jest w klubie i jest Pana trenerem. Trzeba przyznać, że jest Pan od nich dużo młodszy. Czy nie odczuwa Pan braku doświadczenia?
- Na pewno nie. Mam przyjemność pracować z Andrzejem Kretkiem. Znałem z boiska Konrada Paciorkowskiego, a wcześniej Jacka Bobrowicza, a więc bramkarzy, którzy w I lidze mieli jakieś osiągnięcia. Nie mogę powiedzieć, czy jestem od nich gorszy, czy lepszy. Każdy ma jakieś plusy i minusy. Jak na bramkarza, jestem faktycznie dość młody. Przez cały czas się rozwijam, wszystko jeszcze przede mną, bo nie ukrywam, że gra w II lidze nie jest szczytem moich marzeń. Mam ambitniejsze plany. Miejmy nadzieję, że je zrealizuję. Myślę, że gra w tym klubie pozwoli mi się rozwinąć.
Jak się układa współpraca z trenerem Kretkiem?
- Praktycznie poza Legią nie miałem trenera, który zajmowałby się tylko bramkarzami. Trzeba jednak przyznać, że trener Brychczy z Legii nigdy nie stał między słupkami, tak więc dopiero tutaj trenuje mnie typowy bramkarz. Drugi trener Andrzej Kretek wie, o co chodzi, kiedy trzeba mocniej potrenować, a kiedy troszkę odpuścić, bo to nie jest problem, aby na treningu człowieka "zajechać".
Zamierzacie walczyć o I ligę?
- Za wcześnie o tym myśleć. W pierwszej rundzie nie gra się o miejsce, tylko o punkty. Jeśli będzie ich na tyle dużo, że będzie można realnie myśleć o I lidze, to na pewno zrobimy wszystko, aby tę ekstraklasę dla Radomska zdobyć.
Ważniejsza jest gra w II lidze czy w Pucharze Ligi?
- Trzeba to rozgraniczyć. Obydwa cele są dość ważne. Wiadomo, grając w Pucharze Ligi, gramy z drużynami pierwszoligowymi i na pewno chcemy się pokazać z jak najlepszej strony i udowodnić, że nie jesteśmy drużyną "kelnerów", która będzie przegrywać ze strachu z pierwszoligowcami. Podchodzimy do tych meczów zupełnie normalnie i poważnie. Tak samo ważna jest liga.
A dlaczego przegraliście ze Szczakowianką w Pucharze Polski?
- W tym meczu trener dał pograć zmiennikom. Szczakowianka od wielu meczów nie przegrała u siebie. Do tego doszła specyficzna atmosfera tam panująca, sędzia gwizdał troszkę, "po gospodarsku". Myślę, że nie należy do tego wracać. Tak się stało, że odpadliśmy. Wszystkiego się nie wygra. Przyszedł słabszy mecz, słabszy dzień. Trudno. Stało się.
W tym sezonie w jednym z meczów złapał Pan w ręce piłkę po podaniu jednego z kolegów. Później się Pan zrehabilitował, ale skąd takie zagranie?
- W meczu ze Stalą Stalowa Wola Zdzisław Leszczyński podał mi piłkę. Byłem jednak przekonany, że zagrał mi ją głową czy udem, zadecydował moment dekoncentracji i złapałem piłkę. Byłem dość zdziwiony, że sędzia gwizdnął rzut wolny pośredni. Na szczęście udało się uniknąć straty bramki. Była to ewidentnie moja wina.
Patent na rzuty karne chyba Pan posiada?
- W tym sezonie obroniłem dwie jedenastki, a trzecia była przestrzelona. Nie mam żadnego patentu na bronienie karnych. Na razie mam więcej szczęścia niż umiejętności albo zawodnicy podchodzą do karnych lekceważąco i są zbyt pewni swego. Myślę, że w tym przypadku też nie ma do czego wracać. Najważniejsze, żeby kolejne jedenastki były bronione, a jeszcze lepiej, żeby ich nie było.
Czy mieszka Pan w Radomsku?
- Tak, w mieszkaniu wynajętym przez klub.
Ma Pan jakieś hobby?
- Mieszkając jeszcze w Iławie, często wędkowałem, bo wokół domu miałem wiele jezior. Wiadomo, Iława leży na Pojezierzu Mazurskim. Choć w tym rejonie wody jest dużo mniej, w wolnej chwili, jeżeli mam okazję, ciągle lubię jeździć na ryby.
Dziękuję za rozmowę.

Image
Tomasz Borkowski urodził się 5 maja 1976 roku. Barwy RKS Fameg Radomsko reprezentuje od rundy wiosennej ubiegłego sezonu.
Żona - Katarzyna, roczna córka - Julia.

Rozmawiał Dariusz Kempski Gazeta Radomszczańska 2000

_________________
Image


Góra
 Profil  
 
 Temat postu:
PostWysłany: Wtorek, 24 Sty 2006, 16:52 
Offline
Master of Typer 2003
Awatar użytkownika

Rejestracja: Niedziela, 25 Sie 2002, 20:01
Posty: 240
Miejscowość: Radomsko
Cenne zwycięstwo
Lechia Gdańsk - RKS Fameg 0:1
0:1 30 min Dopierała
RKS Fameg: Borkowski - Nowak, Kowalski, Lewandowski - Leszczyński, Dopierała (78 Złotek), Jóźwiak, Kalita, Myśliński - Folc (89 Dziuba), Jelonkowski (68 Tomasiak).
Żółte kartki: Jóźwiak, Myśliński (RKS) i Zięba, Preis (Lechia).
Sędziował - Zbigniew Olech ze Szczecina.
Widzów - 1500.

RKS Fameg odniósł cenne wyjazdowe zwycięstwo i powrócił na miejsce wicelidera w drugoligowej tabeli przed bardzo ważnym meczem z liderem Odrą Opole w Radomsku w środę 20 września. RKS wystąpił z pozyskanym z czwartoligowej Kuźni Jawor 19-letnim Marcinem Folcem, który zastąpił w ataku leczącego kontuzję Radosława Kowalczyka.
Młody napastnik, grający w parze z Januszem Jelonkowskim, już w piątej minucie mógł wpisać się na listę strzelców, jednak jego strzał z bliska był niecelny. Młody napastnik RKS przestrzelił również w dobrej sytuacji w 40. minucie spotkania.
Zwycięskiego gola goście zdobyli w 30. minucie po składnej akcji Folca i Jóźwiaka, który dokładnie dograł piłkę do Rafała Dopierały i pomocnik gości, mijając przed sobą tylko golkipera Pilarza, nie zmarnował sytuacji.
piłkarze trenera Mandrysza zasłużyli na prowadzenie, bowiem zdecydowanie więcej grali z pierwszej piłki, a gospodarze sprawiali wrażenie, jakby po raz pierwszy grali w jednym zespole.
W drugiej połowie odważniej zaatakowali lechici, ale czynili to chaotycznie. RKS, jak powiedział po meczu trener Mandrysz, w tej fazie gry dostosował się do miejscowych, ale o tyle skutecznie, że goście nie dopuścili do utraty gola, a jednocześnie mieli więcej klarownych sytuacji do podwyższenia wyniku. Najbardziej niebezpieczna sytuacja dla RKS zdarzyła się w 67. minucie spotkania, kiedy to piłka po strzale Dariusza Preisa trafiła w słupek. Najlepszą okazję do zdobycia gola dla RKS zmarnował na sześć minut przed końcowym gwizdkiem arbitra Mirosław Kalita, który ograł już bramkarza i uderzenie piłki do pustej bramki zablokowali mu obrońcy.
W przekroju całego spotkania, goście zaprezentowali bardziej dojrzały futbol, mieli w swych szeregach jakościowo lepszych graczy i odnieśli cenne wyjazdowe zwycięstwo nad przeciwnikiem, mającym pierwszoligowe aspiracje.
Treningi wznowił już Artur Prokop. Tymczasem Radosław Kowalczyk, zdaniem lekarzy i trenera RKS, będzie pauzował ponad miesiąc.
Jerzy Strzembosz

Szczęśliwy remis
RKS Fameg - Ryan Odra Opole 1:1 (0:0)
0:1 55 min Solnica
1:1 71 min Folc
RKS Fameg: Borkowski - Nowak (62 Mandrysz), Kowalski, Lewandowski - Jóźwiak, Kalita (90 Dzuba), Leszczyński, Dopierała (55 Złotek), Myśliński - Folc, Jelonkowski.
Żółte kartki - Juraszek, Szczypkowski (Odra).
Sędziował - Tadeusz Rembilas z Krakowa.
Widzów ok. 3000.

Oczekiwany z dużym zainteresowaniem mecz na szczycie, pomiędzy liderem Ryan Odrą Opole i RKS Fameg, nieco rozczarował, a to głównie za sprawą gospodarzy, którzy zagrali zdecydowanie słabiej niż w poprzednich spotkaniach. Wysoka pozycja obu zespołów w drugoligowej tabeli spowodowała, że rywale zaczęli bojaźliwie, z wzajemnym respektem. W pierwszych minutach meczu lepiej prezentowali się radomszczanie, którzy częściej byli w posiadaniu piłki, ale z tej optycznej przewagi nic nie wynikało. W 7. minucie futbolówka uderzona z ogromną siłą przez Myślińskiego minęła światło bramki. Obrońcy gości grali dalej czujnie i skutecznie, nie dając się zaskoczyć.
W miarę upływu czasu zaczęła się uwidaczniać przewaga gości, którzy opanowali środek boiska, a prym wiódł były pomocnik RKS Piotr Juraszek. Goście, widząc nieporadność piłkarzy RKS, coraz śmielej atakowali i kilkakrotnie bardzo poważnie zagrozili bramce RKS. Świetnie dysponowanego w tym meczu bramkarza Tomasza Borkowskiego nie mogli pokonać Solnica, Żymańczyk i Czajkowski. Tylko Borkowskiemu mogli zawdzięczać koledzy z zespołu, że pierwsza połowa zakończyła się bezbramkowym remisem.
Po przerwie obraz gry się nie zmienił, ponieważ stroną atakującą byli goście. Trzy minuty po wznowieniu drugiej połowy Cieśla próbował przelobować Borkowskiego, ale na szczęście dla RKS uczynił to nieskutecznie. Minutę później Solnica strzelił nad bramką, a w 50. minucie Czajkowski, mając przed sobą tylko bramkarza RKS przegrał z nim pojedynek. Bramka dla Odry paść musiała i padła. W 55. minucie Plewnia ograł defensorów RKS, podał dokładnie po lewej stronie do Solnicy, który technicznym strzałem pokonał bramkarza. RKS po utracie gola zaczął grać w swoim stylu. Już dziewięć minut później Kalita, który zanotował słaby występ, nie trafił do pustej bramki. W 71. minucie w polu karnym Odry w piłkę nie trafił Jelonkowski, ale debiutujący w RKS przed własną publicznością Folc zdobył wyrównującą bramkę na wagę szczęśliwego remisu. Wcześniej trener RKS Piotr Mandrysz, widząc nieporadność swoich podopiecznych, wszedł na boisko, zmieniając Nowaka. Grający trener wziął ciężar walki na siebie, próbując uporządkować środek boiska. To właśnie Mandrysz co rusz zasilał napastników dokładnymi podaniami.
W ostatnim kwadransie gry radomszczanie mogli pokusić się o zwycięstwo, ale zabrakło trochę precyzji, kiedy Folc główkował i trafił piłką w poprzeczkę. W końcowych minutach spotkania arbiter z Krakowa zdecydowanie nie pozwolił gospodarzom grać, przerywając ich akcje ofensywne już w zarodku. Sędzia naraził się radomszczańskiej widowni, która zna się na futbolu. Kibice głośno dawali wyraz swemu niezadowoleniu.
Trzeba jednak przyznać obiektywnie, że zwycięstwo RKS nie byłoby zasłużone, ponieważ pierwsza połowa meczu i początek drugiej należały wyraźnie do gości, którzy stworzyli kilka stuprocentowych sytuacji do zdobycia bramki i tylko fantastyczna gra golkipera RKS Tomasza Borkowskiego zapobiegała porażce. Remis należy uznać za wynik szczęśliwy dla RKS, bo w tym spotkaniu zespół Odry był po prostu lepszy. Był to trudny mecz i z remisu też trzeba się cieszyć.
Następne spotkanie RKS Fameg rozegra w sobotę 30 września o godz. 15.00 w Stalowej Woli ze Stalą.

Jerzy Strzembosz

II liga

RKS Fameg - Odra Opole 1:1 (0:0), Włókniarz - Ceramika 0:0, GKS - Hetman 2:2 (2:1), ŁKS - Dolcan 2:0 (2:0), Górnik P. - Lech 3:0 (2:0), Polar Wrocław - Stal Stalowa W. 5:0 (2:0), Górnik Ł. - Tłoki 3:0 (2:0), KSZO - Zagłębie 2:2 (2:2), KS Myszków - Polonia 1:0 (0:0), Świt - Lechia 3:0 (2:0).

Tabela

1. Odra 22 18-7
2. Górnik P. 21 17-11
3. RKS Fameg 20 13-5
4. Ceramika 15 12-8
5. Górnik Ł. 15 14-11
6. Polar 14 20-15
7. Świt 14 18-14
8. GKS 13 10-6
9. Tłoki 13 8-7
10. KSZO 13 9-9
11. Włókniarz 12 11-8
12. Stal 10 7-13
13. Hetman 9 10-10
14. Zagłębie* 9 6-8
15. Polonia 9 5-8
16. KS Myszków 8 11-18
17. Dolcan 8 8-15
18. Lechia 8 7-15
19. Lech 6 6-13
20. ŁKS* 4 7-16
* mecze zaległe

Po meczu powiedzieli...

Franciszek Krótki trener Ryana/Odry Opole:
- Uważam, że mecz stał na wysokim poziomie. Gra prowadzona była bardzo szybko. Mój zespół rozegrał dzisiaj najlepszy mecz w tym sezonie. Szkoda, że nie udało się wygrać, ale taka jest piłka. Uważam, że byliśmy zespołem zdecydowanie lepszym. Zostaliśmy ukarani za nonszalancję w sytuacjach podbramkowych, bo gdybyśmy zdobyli trzy, cztery bramki, to wydaje mi się, że drużyna gospodarzy nie podjęłaby już walki.

Piotr Mandrysztrener RKS Fameg:
- Spotkanie było bardzo trudne. Zdawaliśmy sobie sprawę z tego, że zespół Odry będzie grał dzisiaj z kontry. Znając umiejętności, jakie w zeszłym sezonie prezentowali piłkarze dowodzeni przez trenera Krótkiego, myślę tutaj o Włókniarzu Kietrz, potwierdziło się, że zespoły prowadzone przez niego grają wzorcowo z kontry. Uważam, że nie potrafiliśmy znaleźć na to antidotum i należy się cieszyć z tego, że udało nam się dzisiaj to spotkanie zremisować. Uważam, że z przebiegu gry zespołem zdecydowanie lepszym była Odra Opole, ale o wiele lepiej się gra "w przewadze liczebnej". I tak to dzisiaj wyglądało. Nie będę rozwijał tego wątku. Ci, którzy byli na spotkaniu, doskonale to widzieli.

Radosław Kowalczyk piłkarz RKS Fameg:
- Dzisiaj zagraliśmy troszeczkę słabszy mecz. Jednak udało się nam zremisować, bo Odra grała wyłącznie z kontry. Bardzo szybcy napastnicy gości byli dobrze usposobieni do gry. Grali szybką piłkę i kilka razy wychodzili na dobre pozycje. Mieliśmy trochę szczęścia. Dopiero w drugiej połowie, szczególnie w ostatnich dwudziestu minutach, zaczęliśmy gonić wynik. Na temat pracy sędziego nie chciałbym się wypowiadać, ale ten, kto był na stadionie, widział, że arbiter nie był naszym sprzymierzeńcem. Po prostu nam przeszkadzał w grze, a Odrze pomagał osiągnąć upragniony remis. Jeśli chodzi o mnie, to mam naderwane wiązadła poboczne w prawym kolanie. Myślę, że na boisku pojawię się dopiero w końcu października, oczywiście jeśli wszystko będzie przebiegało po mojej myśli. Na razie mam nogę w gipsie, później będzie szyna, rehabilitacja. Czas pokaże.

Robert Czyż kibic RKS Fameg:
- Obejrzeliśmy dzisiaj bardzo dobre widowisko. Szkoda tylko, że sędzia, szczególnie w drugiej połowie, chciał zastać głównym aktorem tego spektaklu. To mu się, niestety, chyba udało. Sędzia Ryszard Rębilas znany jest z tego, że nie zawsze jest obiektywny. Przecież przed rozpoczęciem tego sezonu został zdegradowany z I ligi. Ciekawe, czy dzisiejsze jego popisy, przeszkadzanie w grze naszym piłkarzom w momencie, gdy zawodników Odry Opole opuściły już siły, pozostaną nie zauważone, czy też PZPN wyciągnie w stosunku do niego surowe konsekwencje? Wydaje mi się, że jeśli ten człowiek nic sobie nie robi z uwag swoich przełożonych, a liczy tylko na szybki, oczywiście nie opodatkowany, zarobek, to szybko powinien zmienić zajęcie.
Trzeba jednak przyznać, że do 70. minuty dzisiejszego meczu zespołem lepszym byli piłkarze Odry. To, że do przerwy nie przegrywaliśmy kilkoma bramkami, możemy zawdzięczać tylko Tomkowi Borkowskiemu, który jak zwykle był bardzo dobrze dysponowany. Gol dla gości przez cały czas wisiał w powietrzu i w końcu musiał paść. Już po wyrównaniu wyniku przez młodziutkiego Folca, który zresztą udanie zastępuje kontuzjowanego Kowalczyka, przy naszym ogłuszającym dopingu rzuciliśmy się do zdecydowanego ataku. Opolan widocznie opuściły siły, ale wtedy bardziej brutalnie do akcji wkroczył arbiter, o czym wcześniej mówiłem. Mimo to mecz mogliśmy wygrać, gdyż przecież piłka po strzale widocznego Folca wylądowała na poprzeczce. Szkoda tylko straconych punktów, których w ostatecznym rozrachunku może - odpukać w niemalowane drzewo - zabraknąć.
Notował Dariusz Kempski Gazeta Radomszczańska 2000

_________________
Image


Góra
 Profil  
 
 Temat postu:
PostWysłany: Piątek, 27 Sty 2006, 21:29 
Offline
Master of Typer 2003
Awatar użytkownika

Rejestracja: Niedziela, 25 Sie 2002, 20:01
Posty: 240
Miejscowość: Radomsko
Stracone punkty
Stal Stalowa Wola - RKS Fameg 0:0
RKS Fameg: Borkowski - Nowak, Mandrysz, Lewandowski - Jóźwiak, Kalita, Dopierała (70 Prokop), Leszczyński, Złotek - Folc (57 Tomasiak), Jelonkowski.
Żółte kartki - Leszczyński i Kalita (RKS).
Sędziował - Piotr Maurek z Krakowa.
Widzów 1200.

Piłkarze RKS Fameg przed wyjazdem do Stalowej Woli liczyli zapewne na więcej niż zdobycie jednego punktu w bezbramkowym pojedynku z broniącą się przed spadkiem Stalą. Jednak z takimi właśnie zespołami gra się trudno. Stąd remis faworyta jest porażką. Z przebiegu meczu radomszczanie zasłużyli na zwycięstwo, ale w futbolu liczą się zdobyte bramki. Już w czwartej minucie umiejętności Borkowskiego sprawdził strzałem z osiemnastu metrów Szafran, ale bramkarz RKS nie dał się zaskoczyć. Odpowiedzią gości była akcja ofensywna w 19. minucie, zawiązana przez Leszczyńskiego, który dokładnie dograł piłkę do Folca, lecz jego strzał zablokował Nalepa. W 24. minucie spotkania Bogdan Jóźwiak próbował pokonać Nalepę, jednak bramkarz Stali spisał się bez zarzutu. Wcześniej szarżujący w polu karnym RKS Krzysztof Podlasek próbował wymusić rzut karny, efektownie padając na murawę, ale arbiter nie dał się nabrać. Przed przerwą kolejno próbowali pokonać Nalepę Kalita i Jelonkowski, ale w pierwszym przypadku bramkarz obronił z trudem strzał, a w drugim - pomocnik gości fatalnie spudłował z ośmiu metrów. Na trzy minuty przed przerwą Nylec znalazł się w sytuacji "sam na sam" z Borkowskim, lecz bramkarz RKS popisał się skuteczną interwencją.
Druga połowa spotkania zaczęła się dość obiecująco dla miejscowych, bo w 51. minucie przed szansą zdobycia gola stanął Daniel Purzycki, ale jego strzał w ostatniej chwili skutecznie zablokował grający trener Piotr Mandrysz. Końcowa część sobotniego spotkania należała zdecydowanie do radomszczan, jednak z przewagi gości nic pozytywnego nie wynikało, ponieważ Jóźwiak, Dopierała i Tomasiak nie wykorzystali wręcz stuprocentowych sytuacji do zdobycia gola. Stało się jasne, że goście nie wrócą do Radomska ze zwycięstwem, bo miejscowych w pełni zadowalał remis z dużo wyżej nominowanym przeciwnikiem i, zadowoleni z jednego punktu, skutecznie bronili i nie wysilali się na akcje ofensywne. Odnotować należy piękny strzał z odległości 25. metrów, oddany przez Mirosława Kalitę, po którym na szczęście dla miejscowych piłka odbiła się od spojenia słupka z poprzeczką.
Jerzy Strzembosz

Rozmowa z piłkarzem RKS Fameg - Mirosławem Kalitą

Image

Kiedy rozpoczynał Pan swoją karierę?
- Karierę to miał Zbigniew Boniek. Pozostali polscy piłkarze mają przygodę z piłką. W szkole podstawowej w Dębicy, gdzie chodziłem, w 4. klasie została utworzona klasa o profilu sportowym. Mieliśmy więcej lekcji wychowania fizycznego. Praktycznie były to treningi piłkarskie. Budynek szkoły znajdował się blisko stadionu Wisłoki Dębica, wtedy trzecioligowego zespołu - i stamtąd trafiłem do szkółki piłkarskiej Wisłoki. Tam grałem do ukończenia szkoły podstawowej, a później uczyłem się w szkole budowlanej w Rzeszowie i trenowałem w tamtejszej Resovii. Przez 1,5 roku miałem w ogóle rozbrat z piłką, gdyż rodzice zabronili mi grać. Chcieli zobaczyć, jak się będę uczył, i dopiero później wyrazili zgodę na kontynuowanie przygody z piłką. Tak więc po tej przerwie zacząłem grać dopiero jesienią 1986 roku. W Resovii byłem do ukończenia wieku juniorskiego, a później wróciłem do Dębicy, gdzie akurat Wisłoka awansowała do II ligi. Tam z kolei grałem do 1995 roku, z czego ostatni rok w III lidze, i trener Wojciech Wąsikiewicz zaprosił mnie na testy do Amiki Wronki. Pojechałem tam wraz z Tomkiem Sokołowskim, który też pochodził z Dębicy. W Amice grałem 3 kolejne sezony. W 1. sezonie rozegrałem wszystkie spotkania, a później było różnie. Nabawiłem się kontuzji kolana i dość długo nie mogłem wrócić do pełnej sprawności. Oprócz tego trener Stanisław Gzil nie widział mnie w pierwszym składzie. W Amice była dość duża rotacja na pozycji trenera i taka sama rotacja była w składzie zespołu. Tak więc czasami grałem, a czasami siedziałem na ławce. W zeszłym sezonie dostałem propozycję ze Śląska Wrocław i na rok zostałem tam wypożyczony. Ze Śląskiem zdobyłem awans do I ligi. W Śląsku nie chciano wyłożyć za mnie pieniędzy, gdyż po okresie wypożyczenia trzeba było dokonać transferu definitywnego. Myślałem, że wrócę do Wronek, ale otrzymałem propozycję z Radomska.
A kto Pana ściągnął do naszego klubu?
- Trener Mandrysz zażyczył sobie, abym trafił do zespołu. Znał mnie jeszcze z gry w Ślasku. Wszystkie rozmowy prowadził Andrzej Włodarek. Myślę, że jakiś wpływ na to, że jestem w Radomsku, miał jeden i drugi.
Jest to transfer definitywny?
- Nie. Na razie jestem do końca sezonu wypożyczony z opcją transferu definitywnego.
A jaka kwota wchodzi w grę ewentualnego wykupienia Pańskiej karty zawodniczej?
- Nie są to duże pieniądze. Po okresie wypożyczenia do Śląska próbowałem wykupić swoją kartę zawodniczą, ale pieniądze, które zaproponowałem, nie satysfakcjonowały Amiki. Myślę, że w grę wchodzi kwota 100 tys. złotych. Tak więc nie są to duże pieniądze obowiązujące na naszym rynku piłkarskim.
W trakcie swojej gry w piłkę miał Pan jakieś poważniejsze kontuzje?
- Raczej nie. Jeszcze w Amice miałem kontuzję kolana, ale nie był to poważny uraz, raczej dokuczliwy i długotrwały.
Kiedy debiutował Pan w ekstraklasie?
- w Amice debiutowało nas wtedy kilku. Trener Marian Kurowski ustawił mnie na prawej pomocy, a graliśmy we Wronkach z Legią Warszawa. Wygraliśmy 2:1 po dwóch bramkach Darka Jackiewicza. Tak więc można powiedzieć, że zostałem rzucony na głęboką wodę, gdyż wtedy w Legii grały gwiazdy, zaraz po grze w Lidze Mistrzów, kiedy to awansowali do ćwierćfinału.
A kiedy zdobył Pan pierwszą bramkę w I lidze?
- Pierwsza bramkę strzeliłem Bogusławowi Wyparle, gdy graliśmy z ŁKS-em Łódź we Wronkach. Zremisowaliśmy wtedy 2:2.
Nie zdobywa Pan zbyt wielu bramek, ale jeśli już Pan strzela gole, to są one dość urodziwe. Trener Mandrysz mówił na jednej konferencji, że Pańska bramka w ubiegłym sezonie wygrała konkurs na najładniejszego gola.
- Tak. Był to konkurs zorganizowany przez telewizje regionalne - chodzi tu o program "Przedsionek ekstraklasy". Wygrała akurat moja bramka, którą strzeliłem Stalowej Woli w barwach Śląska we Wrocławiu w meczu, który wygraliśmy 7:2. Strzał oddałem z około 25 metrów, a piłka wpadła w samo okienko. Widziałem inne gole, które kandydowały do tego tytułu. Osobiście uważam, że były ładniejsze bramki, ale wygrała moja.
Których trenerów ceni Pan najbardziej?
- Duży wkład w moje przygotowanie piłkarskie włożył trener Jerzy Daniło, który pracował w Resovii Rzeszów. A do tego, że mogę grać w I lidze, przekonał mnie, znający realia polskiej piłki, trener Jan Jucha, który pracował ze mną przez rok w Dębicy. Uważam, że właśnie tych dwóch Panów miało największy wpływ na to, że jest tak, a nie inaczej.
RKS Fameg będzie w tym sezonie walczył o ekstraklasę?
- Trudno powiedzieć. Jest jeszcze tyle kolejek do rozegrania. Z tego, co widzę, gramy naprawdę niezły futbol, choć zdarzają się słabsze mecze, jak choćby z Odrą Opole. Myślę, że takich spotkań będzie jak najmniej na tym stadionie. Wyższe cele będą sprecyzowane po rundzie jesiennej. Zależy, które miejsce (i z jakim dorobkiem punktowym) będziemy zajmować. Osobiście uważam, że ten zespół, który jest w radomsku, jest piłkarsko i personalnie lepszy od tego, jaki był w ubiegłym sezonie w Śląsku Wrocław. A tamta drużyna awansowała przecież do I ligi.
Wróćmy ma chwilę do spotkania z Odrą Opole, która faktycznie, gdzieś do 60. minuty, miała mnóstwo klarownych sytuacji. Później na pierwszy plan wyszedł sędzia Ryszard Rębilas. Jak oceniłby Pan jego pracę ?
- Sędzia wydał kilka krzywdzących nas decyzji. Uważam jednak, że do arbitra nie możemy mieć jakichś wielkich pretensji z tego tytułu, gdyż do 55. czy 60. minuty mogliśmy przegrywać 3 albo 4 bramkami. Po ostatnich minutach tego spotkania pozostał pewien niedosyt. Z perspektywy czasu widzę że sędzia wtrącił swoje trzy grosze i nie pozwolił nam w tym meczu odnieść zwycięstwa.
Jak ocenia Pan naszą publiczność?
- Uważam, że na stadionie jest bardzo sympatycznie i kulturalnie. Kibice potrafią brawami wynagrodzić udaną akcję, potrafią pomóc w trudnych momentach. Jeszcze nie spotkałem się i, mam nadzieję, że się nie spotkam z objawami niewyrozumiałości w stosunku do piłkarzy Radomska. Myślę, że nie damy powodu do tego.
Ile lat zamierza Pan jeszcze bawić się w piłkę nożną ?
- Trudno powiedzieć. Jak tylko zdrowie powoli, chciałbym grać jak najdłużej, przynajmniej tyle i na takim poziomie jak nasz trener.
Po zakończeniu kariery zostanie Pan przy piłce?
- Po zakończeniu przygody z piłką chciałbym zostać trenerem, ale chciałbym wprowadzić się w ten świat trenerki poprzez drużyny młodzieżowe, gdyż praca z seniorami jest bardzo stresująca. Będąc jeszcze w Dębicy, w zastępstwie prowadziłem przez miesiąc drużynę trampkarzy. Praca z nimi jest bardzo sympatyczna. Na razie mam uprawnienia instruktorskie. Za kilka lat, kiedy obniży mi się poziom sportowy, pomyślę o ukończeniu szkoły trenera Ryszarda Kuleszy. Tylko ta szkoła pozwoli na prowadzenie drużyn na poziomie I i II ligi.
Gdzie Pan osiądzie po zakończeniu kariery?
- W mojej rodzinnej Dębicy. Mamy tam dom, tam są nasze korzenie, rodzice moi i żony mieszkają w Dębicy.
Wspomniał Pan o swojej rodzinie...
- Z żoną Joanną mamy 4-letniego syna Mateusza, który planuje zostać bramkarzem. Małżonka pracuje teraz we Wronkach, gdzie wynajmujemy mieszkanie do czerwca 2001 roku, z tego względu, że zatrudniona jest w kontraktowej praktyce lekarskiej i jednocześnie robi specjalizację z pediatrii, w listopadzie zdaje egzamin. Tak więc nasza rozłąka będzie musiała trwać przynajmniej do czerwca. Chciałbym bardzo w przyszłym sezonie pozostać w Radomsku. Żona wtedy zamieszkałaby ze mną, podjęła tutaj pracę i leczyła mieszkańców Radomska.
Jak Pan ocenia szansę naszej reprezentacji po sensacyjnym zwycięstwie 3:1 w Kijowie z Ukrainą?
- Po grze w Kijowie możemy być pełni optymizmu, choć dopisało nam szczęście w kilku sytuacjach podbramkowych. Pogoda nam sprzyjała, większość Polaków lubi grać, gdy jest mokro, grząsko, można wtedy nadrobić braki szybkościowe, zwrotnościowe, udanym wślizgiem. Co prawda trener Janusz Wójcik w eliminacjach do Mistrzów Europy doprowadził nas do takiej sytuacji, że wygrał pierwszy mecz w Bułgarii, a później zabrakło nam punktów do awansu. Oby sytuacja się nie powtórzyła. Z tego, co wiem, zawodnicy bardzo sobie chwalą umiejętności czysto trenerskie Jerzego Engela. Jak cała piłkarska Polska będę trzymał za nich kciuki, żeby im wreszcie udało się wywalczyć awans.
Spotkaliśmy się kiedyś w kinie. Czy film to Pańskie hobby?
- Tak. Bardzo lubię oglądać filmy, no i oczywiście interesuję się różnymi dyscyplinami sportu.
Dziękuje za rozmowę

Rozmawiał
Dariusz Kempski Gazeta Radomszczańska 2000

_________________
Image


Góra
 Profil  
 
 Temat postu:
PostWysłany: Czwartek, 2 Lut 2006, 20:49 
Offline
Master of Typer 2003
Awatar użytkownika

Rejestracja: Niedziela, 25 Sie 2002, 20:01
Posty: 240
Miejscowość: Radomsko
Strzelający trener
RKS Fameg - Lech Poznań 1:0 (1:0)
1:0 17 min Mandrysz
RKS Fameg: Borkowski - Kowalski, Prokop, Lewandowski - Jóźwiak, Leszczyński, Kalita, Mandrysz, Złotek (71 Myśliński) - Folc (57 Tomasiak), Jelonkowski (81 Dopierała).
Żółte kartki: Kowalski, Prokop, Dopierała - RKS i Conrad, Kucz, Tyrajski, Piotrowski, Miklosik - Lech.
Sędziował: Tomasz Witkowski z Warszawy.
Widzów 2 tys.

Spotkanie zespołów, z których jeden zajmuje trzecią lokatę, a drugi ostatnią w ligowej tabeli nie zapowiada spodziewanych emocji piłkarskich, a co najwyżej pozwala spekulować jaki będzie rozmiar porażki przeciwnika, którym był zasłużony dla polskiej piłki zespół poznańskiego Lecha. Trener gości Adam Topolski przed meczem głośno wyraził swoje myśli, że przyjechał do Radomska po trzy punkty. Nie wiadomo jakie przesłanki stały za taką przedmeczową opinią trenera gości, ponieważ piłkarsko zespół Lecha jest zdecydowanie niżej notowany od RKS-u. Być może trener Topolski dodawał sobie i swoim podopiecznym otuchy do walki na boisku.
Niewiele brakowało, by marzenia trenera spełniły się i przy odrobinie szczęścia, szczególnie w końcowych fragmentach gry, goście mogli pokusić się co prawda nie o trzy, ale o jeden punkt. Wróćmy jednak do przebiegu spotkania.
W RKS nie wystąpili Marcin Nowak, którego trener Omikiewicz powołał na zgrupowanie kadry młodzieżowej przed meczem z Białorusią i kontuzjowany Radosław Kowalczyk.
Mecz rozpoczął się tradycyjnie, czyli od ataków gospodarzy. Częstych błędów defensorów Lecha nie wykorzystali jednak ani Folc, który zdaniem wielu obserwatorów meczu był wyraźnie faulowany w polu karnym ani Kalita, którego strzał niemal z 30 metrów z trudem sparował na rzut rożny Tyrajski.
W 17. minucie przed linią szesnastu metrów sfaulowany został Prokop. Grający trener Piotr Mandrysz idealnie wykonał rzut wolny wyprowadzając swój zespół na prowadzenie. W 30. minucie z dobrej pozycji do zdobycia gola, minimalnie niecelnie obok bramki, główkował Jelonkowski. Druga połowa zaczęła się również od ataków RKS. W 49. minucie Piotr Mandrysz, najlepszy na boisku, otrzymał dokładne podanie od Bogdana Jóźwiaka, przedarł się z piłką w pole karne przeciwnika. Kiedy znalazł się sam na sam z Tyrajskim, golkiper gości ratował się nieprawidłowym zatrzymaniem pomocnika RKS. Arbiter podyktował rzut karny pokazując wcześniej bramkarzowi gości żółty kartonik. Pechowym wykonawcą "jedenastki" okazał się Artur Prokop, którego sygnalizowany strzał obronił Tyrajski. Kilka minut później umiejętności Tyrajskiego ponownie sprawdził Mandrysz i od tego momentu goście niespodziewanie uzyskali przewagę. Lechici grali agresywnie, często faulowali, a w 72. minucie tuż nad poprzeczką strzelił Piotrowski. W odpowiedzi była kontra RKS, ale strzał Tomasiaka obronił bramkarz, dobitka była wysoko ponad bramką.
Agresywna gra lechitów mogła przynieść zamierzony cel w 86. minucie gry, kiedy Krakowiak wycofał piłkę z pola karnego RKS do Piotra Jacka, który silnie strzelił na bramkę RKS. Odbita po drodze od Rafała Dopierały piłka zmyliła bramkarza Borkowskiego i na szczęście dla RKS minęła światło pustej bramki. Radomszczanie dowieźli szczęśliwie do końca jednobramkowe prowadzenie i zaliczyli kolejne trzy punkty w swoim słabszym występie.
Z tego właśnie trzeba się cieszyć, że przy słabszej dyspozycji zespół potrafił zwyciężyć. Mamy nadzieję, że w meczu 14 października w sobotę o godz. 14.30 w Sosnowcu przeciwko Zagłębiu radomszczanie zagrają na takim poziomie jak w meczu z Górnikiem Łęczna czy Odrą Wodzisław.
Jerzy Strzembosz

II liga 11. Kolejka

RKS Fameg - Lech Poznań 1:0 (1:0); Górnik Polkowice - Dolcan Ząbki 1:0 (0:0); Górnik Łęczna - GKS Bałchatów 0:2 (0:2); ŁKS Łódź - Tłok Gorzyce 2:1 (1:0); KSZO Ostrowiec - Hetman Zamość 1:1 (0:1); KS Myszków - Lechia Gdańsk 1:4 (0:3); Świt Nowy Dwór - Stal Stalowa Wola 1:0 (0:0); Włókniarz Kietrz - Ryan Odra Opole 1:0 (1:0); Polonia Bytom - Ceramika Opoczno 0:0; Polar Wrocław - Zagłębie Sosnowiec 2:0 (0:0).

1. Odra 25 21-8
2. Polkowice 25 19-12
3. Fameg 24 14-5
4. Polar 18 22-15
5. Bełchatów 17 13-7
6. KSZO 17 12-11
7. Włókniarz 16 12-8
8. Ceramika 16 12-10
9. Łęczna 15 15-15
10. Świt 14 18-18
11. Tłoki 14 10-10
12. Hetman 13 12-11
13. Polonia 12 7-9
14. Lechia 12 11-16
15. Zagłębie 11 7-11
16. Myszków 11 14-22
17. Stal 11 7-14
18. Dolcan 8 9-18
19. ŁKS 8 9-18
20. Lech 7 6-14

Po meczu powiedzieli...

Adam Topolski trener gości:
- Spotkanie było bardzo interesujące, gdyż nie przyjechaliśmy tutaj, aby bronić remisu, a przyjęliśmy otwartą grę. Wiadomo jak dobrym zespołem jest Radomsko, ma w swoich szeregach bardzo doświadczonych i dobrych piłkarzy. Szkoda, że ta bramka wpadła po rzucie wolnym. Mój bramkarz Norbert Tyrajski popełnił błąd, chciał przechytrzyć Piotra Mandrysza. Myślę, że będzie on strzelał nad murem, a jak się okazało piłka poszła w samo okienko i piłkarz RKS-u zaskoczył go. Mimo to bramkarz nie powinien puszczać takich goli. W drugiej połowie jeszcze bardziej podkręciliśmy tempo, otworzyliśmy się, graliśmy trójką w obronie, ściągnąłem obrońców kryjących i wpuściłem z ławki napastników. Od razu można było się domyślić, że chcemy zdobyć tę kontaktową bramkę. Kolejny błąd, i to doświadczonego piłkarza jakim jest Adam Kucz, doprowadził do tego, że arbiter podyktował rzut karny. Tutaj Norbert Tyrajski popisał się i wybronił jedenastkę. Do końca spotkania zarówno my jak i gospodarze chcieliśmy zdobyć bramkę. Myślę, że po tym meczu pozostawiliśmy dobre wrażenie. Życzę sobie, żeby mój zespół grał tak w następnych spotkaniach".

Piotr Mandrysz trener gospodarzy:
- Przed spotkaniem przestrzegałem przed huraoptymizmem i lekceważeniem piłkarzy Lecha. Wiadomo, że do Poznania przybył nowy trener, z każdym tygodniem przybywają nowi piłkarze o uznanych w lidze nazwiskach i zespół gości pokazał, że potrafi grać w piłkę i był dla nas równorzędnym przeciwnikiem. Goście grali trójką napastników, co spowodowało, że nie musieliśmy walić głową w mur. Należy tylko żałować, że mało sytuacji generalnie stworzyliśmy, a jeszcze mniej wykorzystaliśmy. Cieszy na pewno fakt, że udało nam się zdobyć bramkę, po stałym fragmencie gry. Martwi bardzo nieskuteczność w sytuacjach naprawdę stuprocentowych. Gdy się nie strzela, to później mecz robi się nerwowy i tak było w końcówce drugiej połowy, kiedy piłkarze Lecha postawili wszystko na jedną kartę.
Z przebiegu gry nasz zespół zasłużył na zwycięstwo, choć z pewnością mogło być ono bardziej okazałe, gdyby udało nam się wykorzystać rzut karny. Cieszą trzy punkty, bo jak pokazują wyniki innych spotkań, każdy z każdym może zarówno wygrać jak i przegrać. Dlatego odrobiliśmy dzisiaj do Odry Opole trzy punkty, nie straciliśmy do Górnika Polkowice, a myślę, że nad następnymi zespołami przewaga się powiększyła. Mamy teraz 10 dni przerwy i możemy trochę odpocząć, gdyż dzisiaj ciężko biegaliśmy i to było widać".

Andrzej Kretek II trener RKS Fameg:
- Tak to jest, że jeśli się chce bardzo wygrać, to nie zawsze wychodzi. Szkoda chłopaków, gdyż chcieli wygrać zdecydowanie, ale było bardzo ciężko. Bardzo chcieliśmy zdobyć drugą bramkę. Chłopcy bardzo chcą wygrywać i to nie zawsze im wychodzi. Podobnie było w Stalowej Woli. Teraz trzeba to wszystko uspokoić. Najważniejszy jest spokój".

Maciej Malinowski Kibic RKS Fameg:
- Spodziewałem się, że zespół Lecha po tych ostatnich wzmocnieniach postawi nam dzisiaj trudne warunki. Myślałem jednak, że nasi piłkarze zaprezentują się o niebo lepiej. Już w kolejnym spotkaniu nie potrafiliśmy wykorzystać stu, czy dwustu procentowych sytuacji, nie mówiąc już o rzucie karnym. Z utęsknieniem czekamy na powrót na boisko Radka Kowalczyka, który w ostatnich kilku spotkaniach powinien zdobyć kilka bramek".
Notował
Dariusz Kempski Gazeta Radomszczańska 2000

_________________
Image


Góra
 Profil  
 
 Temat postu:
PostWysłany: Wtorek, 7 Lut 2006, 20:28 
Offline
Master of Typer 2003
Awatar użytkownika

Rejestracja: Niedziela, 25 Sie 2002, 20:01
Posty: 240
Miejscowość: Radomsko
Szczęśliwe zwycięstwo!
Zagłębie Sosnowiec - RKS Fameg 0:1 (0:0).
0:1 81 min Tomasiak z rzutu karnego.
RKS Fameg: Borkowski - Kowalski, Prokop, Lewandowski - Leszczyński, Mandrysz (80 Dopierała), Myśliński (72 Dziuba), Kalita, Jóźwiak - Jelonkowski (63 Folc), Tomasiak.
Żółte kartki: Borkowski, Kalita, Tomasiak - RKS i Baczyński, Obiedziński, Adamczyk - Zagłębie.
Sędziował: Zb. Kutyła z Lublina
Widzów 1500.
Przed rozpoczęciem spotkania spiker poinformował licznie przybyłych kibiców, że zespół gości naszpikowany jest zawodnikami z pierwszoligową przeszłością. Uczynił tym samym z radomszczan bardzo atrakcyjnego rywala, co miało zwiastować niezwykle ciekawe widowisko. W pierwszej połowie niemrawa gra w większości toczyła się w środkowej strefie boiska, piłkę częściej posiadał zespół gości. Obie drużyny grały wolno, zabrakło też atrakcyjnych sytuacji podbramkowych. Gospodarze dużo słabiej prezentujący się od radomszczan pod względem technicznym swoje braki próbowali nadrabiać ambicją i zdecydowanym przerywaniem akcji ofensywnych RKS. Goście sporadycznie przeprowadzali szybkie akcje skrzydłami, a ich próbki były zawsze niebezpieczne dla Zagłębia.
Taki styl gry i długo utrzymujący się wynik bezbramkowy odpowiadał raczej miejscowym, a radomszczanie jakby na stojąco chcieli rozstrzygnąć na swoją korzyść spotkanie. Grający trener RKS Piotr Mandrysz reprezentujący przed laty pierwszoligowe wówczas Zagłębie próbował sam wziąć ciężar gry na siebie i jego dobra akcja w 30 minucie spotkania lewą stroną boiska omal nie przyniosła dla RKS gola, ale długiego podania trenera nie zakończył celnym strzałem Jóźwiak. Pierwsza bardzo nudna i stojąca na słabym poziomie połowa meczu zakończyła się bezbramkowo. Po przerwie mecz był prowadzony w nieco szybszym tempie za sprawą RKS, ale nic z tego nie wynikło, bo sytuacji podbramkowych było z obu stron jak na lekarstwo. Dopiero wejście młodego Marcina Folca za kontuzjowanego Jelonkowskiego znacznie ożywiło poczynania ofensywne RKS. Kilka minut po wejściu na boisku młody napastnik wygrał pojedynek z obrońcami Zagłębia i mając przed sobą tylko bramkarza gospodarzy strzelił wprost w niego, piłkę przejął jeszcze Leszczyński, ale zbyt długo zwlekał z oddaniem strzału w polu karnym i w końcu ubiegli go obrońcy Zagłębia.
Gospodarze dwukrotnie niebezpiecznie skontrolowali, ale na wysokości zadania stanął Borkowski broniąc strzały Baczyńskiego, Derbina i Adamczyka. Ostatnią akcją godną odnotowania była ta z 80 minuty, zresztą kontrowersyjna dla miejscowych. W pole karne wbiegł z piłką Tomasiak, znalazł się sam na sam ze Stankiem. Bramkarz Zagłębia wybiegiem skrócił kąt i wypchnął napastnika RKS do linii bocznej pola karnego. Tomasiak zdecydował się na strzał z ostatniego kąta i asekurujący akcję Zbigniew Bałaga myśląc, że piłka zmierza do siatki wybił ją ręką, za co arbiter słusznie podyktował rzut karny. Szczęśliwym egzekutorem okazał się Tomasiak, który całą akcję sprokurował. W ten sposób RKS odniósł szczęśliwie, ale zasłużone zwycięstwo.
Po spotkaniu obrońca Zagłębia Zbigniew Bałaga nie przyznał się do zagrania ręką, ale dzięki zapisowi wideo rozwiane zostały wątpliwości, a stoper miejscowych winien być zadowolony, że arbiter pokazał mu za to zagranie żółtą, a nie zgodnie z przepisami czerwoną kartkę. Następne spotkanie RKS Fameg rozegra w niedzielę 21 października o godz.11.00 w Zamościu z Hetmanem.
Jerzy Strzembosz


Rozmowa z piłkarzem RKS Fameg Arturem Prokopem

Jak rozpoczęła się Pańska przygoda z piłką nożną?
- Mój tata grał w piłkę i to zainteresowanie zostało przeze mnie odziedziczone. W wieku 10 lat zacząłem trenować. Wcześniej ojciec mnie i starszego o rok brata zabierał na treningi seniorów Tarnovii Tarnów, gdzie grał.
W jakiej klasie rozgrywkowej grał Pański ojciec?
- Tata grał najwyżej w III lidze, choć miał propozycje II-ligowe, ale był przywiązany do barw Tarnovii i nigdy z żadnej z ofert nie skorzystał.
Rodzeństwo też gra w piłkę?
- Mój starszy brat wraz z młodszym ode mnie o 5 lat drugim bratem grają w tym sezonie w Tarnovii. Wcześniej pierwszy z nich grał w Cracovii Kraków, Unii Tarnów i Wieliczce. Grał więc również na poziomie II-ligowym.
Jak przebiegała Pańska dalsza kariera?
- Praktycznie przez cały czas grałem w Tarnowie. Początkowo w Tarnovii na poziomie III - i IV-ligowym, a następnie byłem wypożyczony do Błękitnych, którzy znajdowali się w IV lidze. Później zostałem na pół roku wypożyczony do II-ligowej Unii. Po powrocie do Tarnovii w czerwcu 1996 roku trafiłem do Hutnika Kraków i grałem tam aż do obecnego sezonu. Hutnik był wówczas w I lidze. W sezonie 1995/1996 zajął wysokie 3. miejsce w tabeli i awansował do Pucharów Europejskich. Po wyeliminowaniu Chazri Buzownej i Sigmy Ołomuniec trafiliśmy na As Monaco w 1/32 finału. Niestety, dwukrotnie przegraliśmy 0:1 u siebie, a 1:3 na wyjeździe i odpadliśmy z dalszej rywalizacji. W tym sezonie nie udało nam się utrzymać w ekstraklasie i spadliśmy do II ligi. Próbowaliśmy powrócić w szeregi I ligi. Rok później walczyliśmy z powodzeniem o utrzymanie w II lidze, a w ubiegłym sezonie spadliśmy do III ligi.
Kiedy zadebiutował Pan w ekstraklasie?
- Było to w 2. kolejce w sezonie 1996/1997. W wyjazdowym meczu z Widzewem Łódź, który przegraliśmy 1:4, wszedłem na boisko w drugiej połowie.
Pod okiem jakich znanych trenerów Pan pracował?
- Gdy przychodziłem do Hutnika, zespół prowadził trener Jerzy Kasalik, a następnie Władysław Łach. Po spadku do II ligi wziął nas Romuald Szukiełowicz, a później nie szukano daleko i zaangażowano Waldemara Koconia, który miał osiągnięcia z juniorami Hutnika. Następnie trenowali mnie Bogusław Hajdas i Aleksander Brożyniak. W ubiegłym sezonie Hutnika prowadzili ponownie Jerzy Kasalik i Marek Motyka.
Którego szkoleniowca szczególnie Pan zapamiętał?
- Na pewno wiele zawdzięczam świętej pamięci już Andrzejowi Horbie, jeszcze w piłce młodzieżowej, i Antoniemu Włodkowi.
Był Pan trapiony przez kontuzje?
- Na szczęście poważniejsze kontuzje mnie omijały.
Kto z radomszczańskich działaczy wypatrzył Pana w Hutniku?
- Dostałem sygnał od menedżera Hutnika, że moją grą jest zainteresowana drużyna Radomska i przyjechałem na rozmowy z prezesem Tadeuszem Dąbrowskim. Po ustaleniach doszliśmy do porozumienia i zostałem zawodnikiem RKS Fameg.
Jest to wypożyczenie czy transfer definitywny?
- Jestem wypożyczony na rok z opcją na transfer definitywny.
Od początku tego sezonu nasza drużyna znajduje się w "czubie" II ligi. Czy uda się uzyskać awans do ekstraklasy?
- Jak na razie wszystko jest podporządkowane temu, żeby być jak najwyżej w tabeli po rundzie jesiennej, a później zobaczymy. Myślę, że drużyna jest na tyle doświadczona, aby z powodzeniem powalczyć o awans do I ligi.
Patrząc na kalendarz rozgrywek - nie jest on zbyt przychylny. W końcówce sezonu gracie przecież kolejno z GKS-em Bełchatów, ŁKS-em Łódź, który może już "stanie na nogi" oraz z KSZO Ostrowiec Świętokrzyski i Górnikiem Polkowice...
- Na pewno w końcówce gramy z wymagającymi zespołami, ale chcąc myśleć o czymkolwiek, to właśnie w takich spotkaniach trzeba zdobywać punkty.
Wróćmy na chwilę do tego nieszczęsnego karnego w spotkaniu z Lechem Poznań. Zlekceważył Pan Norberta Tyrajskiego?
- Po prostu nie "siadła" mi piłka na nodze tak, jak powinna, źle uderzyłem, bramkarz obronił mój sygnalizowany strzał. Stało się tak, jak się stało. Dobrze, że dowieźliśmy do końca to 1:0, skromne, bo skromne, ale zawsze dające trzy punkty.
Jest Pan obrońcą, ale koledzy z ataku nie grzeszą ostatnio skutecznością. Jakie są tego przyczyny?
- Wydaje mi się, że w niektórych przypadkach zbyt mocno chcemy strzelić te bramki. Z tego powodu czasami w sytuacjach stuprocentowych piłka nie ląduje w siatce przeciwnika. Każdy z nas zdaje sobie sprawę z tego, że przy takich sytuacjach, które stwarzamy, powinniśmy zdobywać po dwa, trzy gole, ale niestety, nie udaje się tego wykorzystać. Na treningach pracujemy bardzo ciężko. Trener robi bardzo dużo treningów strzeleckich, podczas których wszystko wychodzi tak, jak powinno, a przychodzi mecz, dodatkowy stres - i jest inaczej. Wydaje mi się, że u nas występuje taka blokada, nie możemy się przełamać. Dobrze, że w tym meczu z Lechem trener Piotr Mandrysz wzorowo wykonał rzut wolny i dało nam to trzy punkty.
Proszę porównać radomszczańską publiczność z tą z Nowej Huty.
- Publiczność w Radomsku jest zdecydowanie lepsza. Na mecze Hutnika nie przychodziło zbyt wielu kibiców. Przypomnę choćby mecz ze słynnym As Monaco, kiedy to na trybuny przyszło 4 tysiące widzów. Myślę, że mówi to samo za siebie. Na spotkania ligowe, z wyjątkiem derbów, przychodziło około 800 do tysiąca kibiców. W Radomsku ludzie na pewno o wiele bardziej żyją meczami swojej drużyny niż w Nowej Hucie.
Ma Pan niespełna 28 lat. Ile lat jeszcze będzie grał Pan zawodowo w piłkę nożną?
- Jak już wcześniej mówiłem, na razie kontuzje mnie omijały. Myślę, że zdrowie w dalszym ciągu będzie dopisywać i jeszcze kilka lat, przynajmniej na poziomie II-ligowym, pogram w piłkę.
Po zakończeniu kariery pozostanie Pan przy futbolu?
- Ukończyłem kurs instruktorski, tak więc mogę prowadzić drużyny do III ligi. Myślę, że gdzieś "w okolicach" piłki nożnej pozostanę. Futbolowi poświęciłem przecież większą część mojego życia.
Zamierza Pan ukończyć szkołę trenera Ryszarda Kuleszy?
- Czas pokaże. Może będę czuł się na siłach, aby przekazać moje umiejętności większej rzeszy zawodników i wtedy zdecyduję się na ukończenie tej szkoły. Obecnie wolałbym się zająć szkoleniem młodzieży niż dorosłą piłką.
Co lubi Pan robić w wolnych chwilach?
- Po narodzinach syna nie mam zbyt wiele czasu, ale lubię wyjść do kina czy potańczyć w dyskotece. Teraz praktycznie w grę wchodzi jedynie obejrzenie dobrego filmu na wideo.
Rozmawiał
Dariusz Kempski Gazeta Radomszczańska 2000

_________________
Image


Góra
 Profil  
 
 Temat postu:
PostWysłany: Piątek, 17 Lut 2006, 21:11 
Offline
Master of Typer 2003
Awatar użytkownika

Rejestracja: Niedziela, 25 Sie 2002, 20:01
Posty: 240
Miejscowość: Radomsko
Liczyliśmy na więcej
RKS Fameg - Dolcan Ząbki 2:0 (1:0)
1:0 Marcin Folc 14 min - głową
2:0 Zdzisław Leszczyński 78 min - głową
RKS Fameg: Borkowski - Kowalski, Prokop, Lewandowski - Jóźwiak, Leszczyński, Kalita, Mandrysz (56 Dopierała), Myśliński (62 Złotek) - Jelonkowski (80 Dziuba), Folc.
Żółte kartki: Dopierała (RKS) i Lisiewicz, Stańczuk, Gruba, Kucharski, Stankiewicz, Unierzyński, Smolarczyk (Dolcan).
Czerwone: Więckowski w 82 min - za niesportowe zachowanie.
Widzów: 1500.

Hetman Zamość - RKS Fameg 2:0 (2:0)
1:0 Cios 18 min
2:0 Hajduk 36 min
RKS Fameg: Borkowski - Kowalski (56 Nowak), Prokop, Leszczyński, Lewandowski - Jóźwiak, Kalita, Mandrysz, Złotek (46 Folc) - Tomasiak (69 Dziuba), Jelonkowski.
Żółte kartki: Kowalski, Złotek (RKS) i Gamla (Hetman).
Sędziował: M. Brańka z Bielska Białej.
Widzów: 3000.

Mecz w Radomsku
Zapewne po ilości żółtych kartek i jednej czerwonej - dla zawodnika gości - kibic, który nie oglądał meczu mógłby sądzić o jego zaciętości, a wręcz brutalności. Nic z tych rzeczy. Ostatni zespół w tabeli zdecydowanie słabszy pod każdym względem sztuki piłkarskiej od radomszczan, swoje braki w wyszkoleniu nadrabiał ambicją, walką i w takich okolicznościach zdarzały się częste faule, a arbiter z Łodzi był konsekwentny w swoich decyzjach. RKS jest wysoko w tabeli, wprawdzie wygrywa swoje mecze, a na widowni słychać było gwizdy. Powód jest prozaiczny. Otóż po raz trzeci z rzędu gospodarze grali z niezbyt wymagającym rywalem i po raz kolejny nie zachwycili. Przewrotnie można powiedzieć, że nie jest ważna gra, liczą się punkty. Zdarza się, ale co będzie w kolejnych meczach z trudniejszym przeciwnikiem.
Dolcan przyjechał do Radomska po jeden punkt z nowym trenerem Zbigniewem Lepczykiem. W roli napastnika wystąpił znany z I-ligowych boisk Tomasz Cebula. W jednym przypadku weteran niespełnionych ambicji piłkarskich uwolnił się spod opieki Kowalskiego, ale jego strzał trafił w boczną siatkę. Gospodarze byli mało aktywni od początku, ale swoją przewagę nad rywalem udokumentowali zdobyciem gola w 14 minucie. Prostopadłe podanie Leszczyńskiego trafiło do Jelonkowskiego, który dokładnie dośrodkował, a Marcin Folc wyskoczył wyżej od Więckowskiego i strzałem głową skierował piłkę do pustej bramki. Druga połowa była ciekawsza, a to za sprawą gości, którzy odważniej zaatakowali.
Na bramkę Borkowskiego strzelali kolejno Stańczuk, Cebula i Stankiewicz, ale ich strzały mijały światło bramki lub padały łupem Borkowskiego. Z kolei w dogodnych, co by nie powiedzieć stuprocentowych sytuacjach dla RKS zawiedli Kalita, Dopierała, Złotek. Nieskuteczność RKS przełamał wreszcie Zdzisław Leszczyński, który strzałem głową zdobył drugą bramkę. Rzeczywiście zwycięstwo cieszy, skuteczność jednak pozostawia wiele do życzenia.



Po meczu z Dolcanem Ząbki powiedzieli
Zbigniew Lepczyk trener gości:
- Różnica w tabeli między naszymi drużynami była wyraźna i to na boisku było widać. Szkoda, że głównym bohaterem meczu był arbiter. Wydaje mi się, że spotkanie nie było aż tak ostre, aby "kartkować" głównie moich zawodników. Przecież przewinienia były z obu stron. Już mam takie szczęście do pana Piotra Brodeckiego. Kilka lat temu moja drużyna rozgrywała dość istotny mecz, graliśmy już w ósemkę, a on w dalszym ciągu nas "kartkował", a tym samym dobijał. Na szczęście wygraliśmy wtedy 3:0. Tak więc nie udało się wówczas, ale udało się dzisiaj. Nie mówię jednak, że sędzia wypaczył wynik spotkania, ale nie pozwolił grać moim piłkarzom. Dla beniaminka, przy braku doświadczenia tych chłopców, nie jest to zachętą do dalszej pracy.
Przed meczem zdawaliśmy sobie sprawę z tego, że przyjeżdżamy do bardzo silnego zespołu, żeby nie powiedzieć do pretendenta do awansu. Nasza gra oparta była na takich zawodnikach jakich mamy, na usprawiedliwienie mogę powiedzieć, że gdy obejmowałem nie dawno zespół siedmiu zawodników z podstawowego składu leczyło kontuzje. W tej chwili grają ci, którzy nie występowaliby, gdyby tamci byli w pełnej dyspozycji. Gratuluję trenerowi zwycięstwa. Mówię to zupełnie szczerze, gdyż jestem łodzianinem, czyli z tego regionu, sympatyzującym z Radomskiem nie od dzisiaj. Życzę, żeby ten awans stał się faktem.
Piotr Mandrysz trener gospodarzy:
- Nasze zwycięstwo było jak najbardziej zasłużone. Szkoda, że tylko 2:0. Kilka stuprocentowych sytuacji w końcówce spotkania spowodowało, że pozostał troszkę taki niesmak bramkowy. Mam nadzieję, że teraz powinno być coraz lepiej. Zaczniemy znowu grać ładnie dla oka, bo dzisiaj nerwowość u poszczególnych piłkarzy była aż nadto widoczna. Tak to się gra, gdy przyjeżdża zespół, który jest schowany za podwójną gardą i czyha na kontry. Musimy się z tym liczyć. Spodziewaliśmy się takiego, a nie innego nastawienia przeciwnika do gry. Cieszę się, że odnieśliśmy zwycięstwo i wreszcie nie jednobramkowe, bo ostatnio jakieś fatum nad nami ciążyło, nie potrafiliśmy zdobyć więcej jak jedną bramkę. Wierzę, że to zwycięstwo pozwoli nam złapać głębszy oddech i chłopcy uwierzą w to, że można te sytuacje, które stwarzamy wykorzystywać. Teraz nie pozostaje nam nic innego jak zregenerować siły, wypocząć i jechać do Zamościa po to, aby przywieźć stamtąd jakieś punkty. Wierzę, że tak się stanie.
Sebastian Tomasiak piłkarz RKS Fameg:
- Mecz ułożył się po naszej myśli, bo dość szybko już w 14. minucie zdobyliśmy prowadzenie. Później musieliśmy już tylko pilnować wyniku, kontrolować grę i kontrować. W drugiej części meczu przeprowadziliśmy kilka takich akcji, ale zdobyliśmy jeszcze tylko jedną bramkę. Z drużynami z dołu tabeli, a takim przecież jest dolcan, ciężko się gra. Zespoły te grają praktycznie o nic na tzw. "aferę - może coś się uda", a my jesteśmy w czubie tabeli i każdy kto do nas przyjedzie podwójnie się mobilizuje.
Zygmunt Błaszczyk kibic RKS Fameg:
- Już po raz kolejny w tym sezonie nasz zespół zaprezentował fatalną skuteczność, choć tym razem od przeszło miesiąca obejrzeliśmy aż dwie bramki, które były naszym udziałem. Jeszcze w pierwszej połowie mogliśmy rozstrzygnąć spotkanie, ale tylko młodziutki Marcin Folc nie zmarnował okazji. Przez to kilka razy w drugiej odsłonie Tomek Borkowski musiał popisać się refleksem. Nie były to jednak aż tak klarowne sytuacje, które mieli m.in. Janusz Jelonkowski, Rafał Dopierała, Bogdan Jóźwiak, czy Mirosław Kalita. Dopiero strzał Zdzisława Leszczyńskiego przesądził o tym, że na pewno dzisiaj nie stracimy punktów. Powoli runda jesienna zbliża się ku końcowi, a przed nami kilka pojedynków z naprawdę wymagającymi przeciwnikami. Jeśli nasi napastnicy nie wyregulują celowników to w tych spotkaniach będzie bardzo ciężko pokusić się o jakieś zdobycze punktowe. Być może do zespołu po kontuzji wróci Radek Kowalczyk i ponownie będziemy zdobywać więcej goli.

Notował Dariusz Kempski Gazeta Radomszczańska 2000

_________________
Image


Góra
 Profil  
 
 Temat postu:
PostWysłany: Wtorek, 21 Lut 2006, 21:46 
Offline
Master of Typer 2003
Awatar użytkownika

Rejestracja: Niedziela, 25 Sie 2002, 20:01
Posty: 240
Miejscowość: Radomsko
Puchar Ligi
Hat trick Folca
RKS Fameg - Górnik Polkowice 3:2 (2:1)
0:1 35 min Jeziorny
1:1 40 min Folc
2:1 45 min Folc
3:1 57 min Folc
3:2 90 min Calkowski
RKS Fameg: Borkowski - Nowak, Prokop, Lewandowski - Jóźwiak, Mandrysz, Leszczyński, Dopierała (73 Kalita), Myśliński (79 Tomasiak) - Jelonkowski, Folc.
Żółte kartki: Lewandowski, Nowak (RKS) i Malawski, Salamoński (Górnik).
Sędziował: Krzysztof Wylot z Warszawy.
Widzów: 2,5 tys.

Na dwie raty rozegrano pierwsze spotkanie ćwierćfnałowe Pucharu Ligi. Tydzień temu, w spotkaniach Amiki z Pogonią oraz Legii z Wisłą, padły remisy. W środę 25 października gospodarze nie byli już tak gościnni i Zagłębie Lubin pokonało Polonię Warszawa 1:0, a RKS Fameg - Górnik Polkowice 3:2.Wprawdzie radomszczanie wygrali, ale szanse na awans w obliczu meczu rewanżowego należy ocenić - jak powiedział trener Mandrysz - 50:50. RKS powinien był wygrać w wyższym stosunku bramkowym, a skończyło się na wyniku, który bardziej satysfakcjonuje gości. Gospodarze od pierwszego gwizdka arbitra uzyskali przewagę, grali dokładnie, przeważając w środkowej strefie boiska. Jednak w okresie optycznej przewagi piłkarzy RKS gola niespodziewanie, po błędzie defensywy radomszczan, strzelili goście. W 35 minucie po rzucie rożnym wykonanym przez Malawskiego do piłki najwyżej wyskoczył Jeziorny i głową skierował futbolówkę do siatki Borkowskiego. Bramkarz RKS w tym dniu był mniej skoncentrowany niż zwykle, ale po przerwie po strzale głową ponownie Jeziornego instynktownie sparował piłkę na rzut rożny. Wcześniej, przed utratą gola przez RKS, doskonałej sytuacji do zdobycia bramki nie wykorzystał Jelonkowski, którego ubiegli obrońcy Górnika. Piłkarze RKS jednak nadal atakowali, czego efektem były dwa gole zdobyte przez Marcina Folca. Najpierw Mirosław Myśliński obsłużył go dokładnym podaniem który celnie strzelił do bramki, a niemal równo z gwizdkiem arbitra na przerwę młody napastnik RKS uwolnił się spod opieki defensorów Górnika i wpakował piłkę do siatki, wyprowadzając swój zespół na prowadzenie. Była to tzw. bramka do szatni, której bardzo nie lubią piłkarze. Po zmianie stron inicjatywa nadal należała do RKS. Niezwykle aktywny i skuteczny w tym meczu Folc najpierw próbował zaskoczyć strzałem z woleja Norkę, ale tym razem lepszy był bramkarz gości. Po tej akcji trener gości dokonał zmiany bramkarza. Na niewiele zdała się ta roszada, ponieważ w 57. minucie grający trener Mandrysz dokładnie zagrał głową piłkę do wbiegającego w pole karne Folca i napastnik RKS po raz trzeci z rzędu wpisał się na listę strzelców. Od tego momentu gospodarze zwolnili tempo, a goście zaczęli uzyskiwać znaczną przewagę. W tym okresie dobrze bronił Borkowski, między innymi strzał z bliska Kułyka i Jeziornego. Dochodziła 90. minuta gry i wydawało się, że nic złego stać się nie może dla RKS. Tymczasem sędzia doliczył do efektywnego czasu gry trzy minuty, a napastnicy RKS długo przetrzymywali piłkę w narożniku Górnika w stylu Smolarka. Na osiemnaście sekund przed końcowym gwizdkiem w zamieszaniu pod bramką gospodarzy Calkowski strzałem przewrotką zdobył drugą bramkę, stawiając sprawę awansu do półfinału otwartą. Szkoda straconej drugiej bramki, ale są jeszcze szanse na awans.

Jerzy Strzembosz


Po meczu z Górnikiem powiedzieli...

Mirosław Dragan trener Górnika Polkowice:
- Na pewno jestem niezadowolony z przegranej, chociaż zespół gospodarzy miał optyczną przewagę. Mimo to można powiedzieć, że spotkanie miało dwa oblicza. Po przerwie szczególnie przez te ostatnie 25 minut - myślę, że to było widać - inicjatywę posiadał mój zespół. Stworzyliśmy kilka klarownych sytuacji i konsekwencją tego była bramka strzelona w doliczonym czasie, co jest rzeczą bardzo ważną w kontekście rewanżu, bo trzeba pamiętać, że jest to mecz pucharowy. Zagraliśmy katastrofalnie w tyłach: trzy bramki w zasadzie sobie sami strzeliliśmy, albo w 80 procentach pomogliśmy im w zdobyciu bramek. Zawiedli mnie ci, na których najbardziej liczyłem. Zmiana bramkarza Przemysława Norki podyktowana była tym, że piłkarz ten nie żył grą, był jakby nieobecny na stadionie. Nie wiem z czego to wynikło. Był rozkojarzony. Nie dyrygował poczynaniami bloku defensywy. Przy wszystkich wrzutkach, dośrodkowaniach, zwłaszcza że boisko było bardzo szerokie, bo to jest jedno z większych boisk na jakich graliśmy, bramkarz nie reagował, a powinien. Uznałem więc, że czas aby odpoczął i żeby dać szansę maciejowi Kijewskiemu. Akurat Kijewski również się nie popisał. Moi zawodnicy nie realizowali założeń taktycznych. Wiedzieliśmy jak przeciwnik będzie grał, spodziewaliśmy się takiej taktyki, ale jak się robi takie błędy w obronie to trudno wygrać spotkanie.
Piotr Mandrysz
trener RKS Fameg:
- Wiedzieliśmy, że przeciwnicy są bardzo niebezpieczni przy stałych fragmentach gry, co się potwierdziło. Obydwie bramki zdobyli właśnie po stałych fragmentach gry. Szkoda, gdyż wiedzieliśmy jak się zachowują w polu karnym, niestety błędy w kryciu spowodowały zdobycie przez piłkarzy z Polkowic dwóch goli. Piłka nożna jest grą błędów. Trener gości mówił, że im się przytrafiały, ale nam też. W konsekwencji wygraliśmy 3:2, aczkolwiek straciliśmy bramkę w przedłużonym czasie gry i na pewno ten gol boli. Z pewnością przy wygraniu dwoma bramkami łatwiej by nam się grało w rewanżu. Mecz zaczął się nieciekawie dla nas. Straciliśmy bramkę i musieliśmy gonić wynik. Na szczęście w bardzo dobrej dyspozycji strzeleckiej, z czego należy się cieszyć, był nasz młody napastnik Marcin Folc, który zdobył dzisiaj trzy gole. Nie pamiętam, kto ostatnio u nas zdobył trzy bramki. W ogóle dawno nie straciliśmy trzech goli. To na pewno jest plus tego meczu. Przed meczem rewanżowym szanse obydwu zespołów oceniam 50 do 50, sam jestem ciekaw jak to będzie wyglądało za dwa tygodnie. W dzisiejszym spotkaniu nie grało kilku zawodników z podstawowego składu, gdyż dysponuję szeroką kadrą i staram się korzystać z piłkarzy w miarę rozsądku. Kowalski, czy Kalita grali do tej pory większość spotkań. Chciałem przypomnieć, że Radomsko jest jedynym zespołem, który w tym roku rozegrał już 50 spotkań, a jeszcze czeka nas 6. Takiej dawki nie miał żaden zespół I, czy II ligi. Trzeba szafować siłami bardzo ostrożnie, aby dograć sezon do końca. W tej chwili Puchar Ligi jest dla nas ważny, ale liga jest ważniejsza. Sytuacja jaka wytworzyła się w tabeli powoduje, że chcielibyśmy zaistnieć w tej czołowej trójce i dlatego takie, a nie inne posunięcia związane ze składem.
Andrzej Dziuba
piłkarz RKS Fameg:
- Na pewno dzisiaj byliśmy zespołem lepszym, to chyba nie ulega wątpliwości. Niepotrzebnie straciliśmy w końcówce tę bramkę bo wynik 3:1 przed rewanżem stawiałby nas w korzystniejszej sytuacji niż obecnie. Zobaczymy jaką taktykę za dwa tygodnie obierze trener Mandrysz. Powalczymy w Polkowicach o awans do półfinału Pucharu Ligi.
Andrzej Bąk
kibic RKS Fameg:
- Zamiast powalczyć o wygraną 4:1, która zapewne zapewniłaby nam awans do półfinału nasi piłkarze w końcówce doliczonego czasu gry wygrali 3:2. W kontekście rewanżu ten wynik może okazać się niewystarczający. Górnik Polkowice szczególnie u siebie jest bardzo groźny. Kilka minut przed zakończeniem spotkania zaczęliśmy niepotrzebnie grać na czas i to się zemściło w ostatnich sekundach. Rezerwowy Henryk Calkowski zdobył przewrotką bardzo piękną bramkę. Takiego strzału nie powstydziliby się najlepsi piłkarze. Oby ten gol nie zadecydował o tym, że naszemu klubowi przepadną bardzo duże pieniądze. Przypomnę, że drużyna, która awansuje do półfinału otrzyma 270 tys. zł, a pokonany 140 tys.

Notował Dariusz Kempski Gazeta Radomszczańska 2000

_________________
Image


Góra
 Profil  
 
Wyświetl posty z poprzednich:  Sortuj według  
Napisz nowy temat Odpowiedz  [ 186 posty(ów) ]  Idź do strony Poprzednia  1 ... 13, 14, 15, 16, 17, 18, 19  Następna

Wszystkie czasy w strefie UTC + 1 godzina


Kto jest na forum

Użytkownicy przeglądający to forum: Brak zarejestrowanych użytkowników oraz 4 gości


Nie możesz zakładać nowych tematów na tym forum
Nie możesz odpowiadać w tematach na tym forum
Nie możesz edytować swoich postów na tym forum
Nie możesz usuwać swoich postów na tym forum

Szukaj:
Skocz do:  
Powered by phpBB® Forum Software © phpBB Group